Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.2 089.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.


Dziś bez przestanku pracujem,
I dniom świętym nie folgujem,
Więc też tylko zarabiamy,
Ale przed się nic nie mamy.

Albo nas grady porażą,
Albo zbytnie ciepła każą;[1]
Co rok słabsze urodzaje,
A zła drogość zatem wstaje.

Pracuj we dnie, pracuj w nocy,
Prózno bez Pańskiej pomocy;
Boga, dzieci, Boga trzeba,
Kto chce syt być swego chleba.

Na tego my wszytko włóżmy,
A z sobą sami nie trwóżmy;
Wrócąć się i dobre lata,
Jeszcze nie tu koniec świata.

A teraz ten wieczór sławny
Święćmy, jako zwyczaj dawny,
Niecąc ognie do świtania,
Nie bez pieśni, nie bez grania.



PANNA II.


To moja nawiętsza wada,
Że tańcuję barzo rada;
Powiedzcież mi, me sąsiady,[2]
Jest tu która bez tej wady?

  1. czynią szkodę (od kazić).
  2. od sąsiada (sąsiadka).