Że taka jest muzyka i takie strony,
Których człowiek słuchając, już ani żony,
Ani dziatek nawiedzi, ale w niewoli
Pod pany sromotnymi wiecznie trwać woli.
To, i czego jest więcej, zawżdy w miłości
Serca trapi, chocia też zstawa[1] ufności;
A ty nie bądź przyczyną, biskupie drogi,
Niczyjej, lubo słusznej lub płonej trwogi.
Ale złącz, jakoś rozwiódł, bo acz oboje
Twój urząd niesie,[2] wszakże wyroki twoje
Na ludzkiej chęci wiszą: i ja i ona,
Nie pragniewa[3] do śmierci być rozdzielona.
Srogie łańcuchy na swem sercu czuję,
Lecz to szczęściem szacuję,
Żem jest tak pięknem sidłem ułowiony:
Wesoło żywę[5] w trosce położony.
A w tem swojem wzdychaniu,
Mam rozkosz przeciw ludzkiemu mniemaniu.
Oczy dziwnej piękności,
W których się wszytki najdują wdzięczności.
Dzień to błogosławiony,
Kiedym ja waszem sidłem upleciony.