Zajźrzę wam, gęste lasy i wysokie skały,
Że przede mną będziecie taką rozkosz miały:
Usłyszycie wdzięczny głos i przyjemne słowa,
Po których sobie teskni biedna moja głowa.
Lubeż moje wesele, lubeż me biesiady:
Mnie podobno już prózno szukać inszej rady,
Jeno smutnego serca podpierać nadzieją;
W nadzieję[1] ludzie orzą i w nadzieję sieją.
A ty tak srogą nie bądź, ani mię tem karzy,[2]
Bych długo nie miał widzieć twojej pięknej twarzy.
Gdzieśkolwiek jest, Bożeć pośli dobrą godzinę!
Jaciem twój był, jako żywo, i twoim zginę.
Tak to Bóg przejźrzał[3] od wieku; a nie żałuję,
Bo w tobie więcej, niż we stu inszych najduję.
Nie tylkoś nad insze gładszą się urodziła,
Aleś i zwyczajmi twarzy nic nie zelżyła;
A jako wdzięcznie szmarakiem[4] złoto się dwoi,
Tak tej szlachetnej duszy w tem ciele przystoi.
Szczęśliwy ja człowiek, bych mógł tak użyć tego,
Jakobych się nie omylił, co jest lepszego;[5]