Nikczemna dziewko, ojciec ci przyciska,[1]
Czemu nie umrzesz? strzyma[2] cię ta nizka
Jedlina i pas, zaniesiony w cale;
A jeślić milsza śmierć na ostrej skale,
Daj się w moc wiatrom, a skocz z góry śmiele,
Niżbyś wolała siedzieć u kądziele,
Królewska dziewka, i być w ręce dana
Srogiej pogance, winna bywszy pana.
Trudna rada w tej mierze, przyjdzie się rozjechać,
A przez ten czas wesela i lutnie zaniechać.
Wszystka moja dobra myśl z tobą precz odchodzi,
A z tego mię więzienia nikt nie wyswobodzi,
Dokąd cię zaś nie ujźrzę, pani wszech piękniejsza,
Co ich kolwiek przyniosła chwila teraźniejsza.
Już mi z myśli wypadły te obecne[3] twarzy;
Twoje nadobne lice jest podobne zarzy,
Która nad wielkiem morzem rano się czerwieni,
A znienagła ciemności nocne w światłość mieni;
Przed nią gwiazdy drobniejsze po jednej znikają,
I tak już przyszłej nocy nieznacznie[4] czekają.
Takaś ty w oczu moich; szczęśliwa to droga,
Po której chodzić będzie tak udatna noga;