Ta strona została przepisana.
Jedna iżem doma jadł, — druga, że się boję,
Byś nie rzekł, żem wzgardził chęć i wieczerzę twoję.
Choć znasz uczynność moję i chęć prawą czujesz,
Przecie ty mnie szpetną twarz, Kachno, ukazujesz.
Kto pija do północy, bracie Stanisławie,
Jeśli jest czas do niego, może się nie prawie
Człowiek pytać; bo by[1] on swój wczas umiłował,
Pewnie by się raniej kładł, ani tak wiłował[2].
Długo się w wannie parzysz, Priszko pochodzona[4],
Czy chcesz, jako Pelias, odmłodnąć warzona?
Nie tyś to, o Zofija, nie ty na mą wiarę,
Której ja przed siedmią lat pomnię w sercu miarę.
Ono była nadobna, ono wdzięczną była,
A wszystko jej przystało, cokolwiek czyniła.
Jej żart każdy był trefny[5], a gdy co kazała,