Jednak szkoda puścić się tak zgoła nadzieje,
Bo to wszytko przyrodzonym biegiem się dzieje.
Raz chmury panują, i grom srogi, a potem
Bóg obdarza świat pogodą i słońcem złotem.
Owa jeszcze dobrze będzie; a co drugiego,
Padnieli źle, więc rozumem podeprzeć tego.
Jako Lais zwierciadło Paphiej oddała,
Kiedy prze lata[1] pierwszej gładkości stradała:
Tak Jan tobie, Montanie, słojki twe oddawa,
Bo co mu po nich, kiedy piżma w nich nie stawa[2]?
Tu Stanisław Zaklika położył swe kości,
Nietylko z przodków swoich, lecz i z swej dzielności
Dobrze znaczny, bo w krajach postronnych strawiwszy
Młodość swoję i królom panom swym służywszy,
Ostatek wieku swego pospolitej rzeczy
Oddał, której, swych utrat nie mając na pieczy,
Darmo zawżdy rad służył, bo jako nagrody
Od tej, od której wszytko[3], chcieć za swoje szkody?
Cnota na czci ma dosyć; tą Zaklika słynie,
Wszytko insze, jako dym albo mgła przeminie.
Nie chciałam cię, mężu mój, zostać[4] twoja żona,
Ale i w ziemi leżę z tobą pogrzebiona.