Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.1 205.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Z drugiej strony, jeśli zasię wam gwoli nie będę,
Jakobym na to patrzyła, że gardła pozbędę.
Ale wolę bez winności[1] od waszych rąk zginąć,
Niż przed Bogiem i przed ludźmi niecnotliwą słynąć.
I krzyknęła wielkim głosem: starcy! tyle dwoje,[2]
Że się wszyscy słudzy w domu porwali do zbroje.
Poczną pytać, co się dzieje? a ludzie fałszywi
Na cnotliwą potwarz kładli, będąc sami krzywi.[3]
Z wielkim wstydem wszyscy słudzy tego używali,[4]
Bowiem o niej nic takiego przedtem nie słychali.
A wtem dzień zszedł, noc na jego miejsce nastąpiła,
Swymi skrzydły wszytkę ziemię i niebo zaćmiła.
Jaki wtenczas był twój nocleg, białagłowo święta,
Pomniąc, jakoś przedtem była u wszech ludzi wzięta?
A nakoniec, co za lekkość jawnie popaść miała:[5]
Dobre serce, żeś w tym żalu i dnia doczekała.
Ustawiczne łzy na oczy snu nie dopuściły,
A to twoje w ciężkim płaczu smutne słowa były:
Na tożeś mię, o przeklęta fortuno, chowała,
Abych w swoich młodych leciech marnie gardło dała?
Lecz to mniejsza gardła pozbyć, bo ktokolwiek żywie,
Umrzeć musi; na tem wszytka rzecz, umrzeć poczciwie.
Jam nieboga, przyszła na tak niebezpieczną drogę,
Że, poczciwie żywszy, umrzeć krom zmazy[6] nie mogę.

  1. bez winy.
  2. dwa razy tyle t. j. dwa razy głośniej.
  3. winni.
  4. wielki wstyd uczuli.
  5. jak wielkiego lekceważenia doznać miałaś (popaść co = podlec czemu, doznać czego).
  6. bez plamy.