Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.1 164.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A przed Likurgiem jeszcze, kto żonę pojmował,
Ten ojcu, ile kazał, naprzód ofiarował.
Ja, gdzie czego obyczaj jest, nie zakazuję,
Tylko co przed czem słusznie ma iść, ukazuję.
Ale o tem już nazbyt. Do ciebie, miłości,
Przystępuję, która masz siła stąd zazdrości,
Że ludziom snadź źle radzisz. Ale iż i w niebie,
I na ziemi nikt nie jest bezpieczen od ciebie,
A twym strzałom trudno się pawężą zasłonić,
Ani też[1] uciekać, abo rozumem się bronić:
Proszę cię, miałoliby kiedy przyść do tego,
Niechaj nic nie miłuję, co jest szkaradego.[2]
Ostatek na twą łaskę puszczam. Nie mieć złota —
Jeszcze nie szkoda; ale szkoda, co sromota.
Do miłości tak dosyć. Dido, jako żywa,
Aeneasza nie znała, to rzecz niewątpliwa;
Bo ona dobrze przedtem legła w grobie była,
Niźli Trojańskie mury grecka moc burzyła.
To prawda, że swą ręką śmierć zadała sobie,
Lecz o dobry Aenea, nie teskniąc po tobie,
Ale uchodząc łoża Jarby[3] srogiego,
A miłując małżonka chocia umarłego,
Któremu i po śmierci wiarę chować chciała.
Bodaj tak swego męża każda miłowała!

  1. w piotrkowczykowych wydaniach: też — dla miary wiersza usunięto.
  2. dziś: szkaradnego.
  3. Jarbas, król jednego z plemion libijskich, który chciał poślubić Dydonę, gdy ta przybyła do Libii.