Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.1 163.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Żyta dotknął, żyto wnet złotem zakwitnęło;
Jabłka dosiągł, a jabłko świecić się poczęło;
Umywa się, a złoto przez ręce się leje,
Ledwe ogarnąć może sercem swe nadzieje.
Złotą sobie każdą rzecz obiecują słudzy;
Zatem stół przykrywają, przynoszą jeść drudzy.
Siadł za stół, chleb wziął w rękę, z chleba kruszec prawy,
Potraw ruszył, wnet złotem stanęły potrawy.
Wina sobie każe dać, prózna myśl o winie,
Bo z sklenice przez gardło szczere złoto płynie.
Zlękł się nieborak Midas, widzi, że pobłądził,
Bo mu upad[1] przyniosło, co on szczęściem sądził.
W dostatku nie ma co jeść, a za trunek wody
Dałby i ono złoto i wszytki dochody.
Ręce do nieba wznosi: Odpuść, panie! a tej
Głodnej hojności pozbaw i nędze bogatej.
Midowymi przykłady na złoto nie ważmy,
Ale każdą rzecz wedle jej ceny uważmy.
Złoto jest rzecz nabyta, a siła ubogich,
Co pracą swą dostali majętności drogich.
Gładkość Bóg daje, a kto bez niej się urodzi,
By nabarziej pracował, bez niej takież schodzi.
Ale na gładką patrząc, przed się nie najem;
Takżeć i z rolej syna żadnym obyczajem
Nie wyprzesz, bo[2] na to żonę pojąć trzeba,
A chceszli jeść, szukajże pługiem w rolej chleba.
Tedy posagu nie brać; byś Likurga pytał,
Inaczejby w ustawach jego nie wyczytał.

  1. upadek, nieszczęście. (Przypis własny Wikiźródeł miejsce przypisu niepewne, brak w podstawie wydania.)
  2. dla miary wiersza; powinno być: bowiem.