Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.1 142.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ale napotem niech się nikt nie myli,
Czymeś tknął, tym jedź, tak starzy chodzili.
Nie z dobrą wolą Paniej Fiedor wrócił,
Dobrze się wstrzymał, że tuż nie przewrócił
Wszytkiego wojska zaraz i z Hetmany,
Jeno że baczył na zakład a Pany.
Nakoniec do tej rady się przychylił,
Aby go był gdzie przez nogę nachylił,[1]
I kazał Księdzu[2] drogą Rycerzową
Najechać krzywym skokiem na Królową.
Rzecze mu Borzuj: Tym mię nie oszukasz,
Raczej w czem inszem swoje biegłość ukaż.
On jakoby się w tem był nie obaczył,
Upomniał Księdza, żeby nazad raczył.
Już mu na ręce pilniej poglądają,
A rady[3] czasem dwiema pomykają,
I swego, widzę, swymże brać nie wadzi,
Kiedy pożytek jaki na to radzi.
Niemiło stronie, ale dzień targowy,
Patrz każdy swego, a umykaj głowy.
Kapłan z Rycerzem, a obadwa biali,
Jeno przez jeden plac od siebie stali;
Ujźrzał drab czarny i natarł na obu,
Pewnie jednego poniosą do grobu.
Każdy z nich dobrze nogi nagotował,
Kogoli drożej Król będzie szacował.
Wielka się godność w Rycerzu najduje,
Że jego drogi nikt nie zastępuje,

  1. podszedł.
  2. giermkowi.
  3. radzi.