Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.1 107.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Uwiązana, pośrzodkiem greckich naw popłynę.
Z jakąż ja twarzą bracią swą miłą przywitam?
Jakoż ja niewstydliwa przed oczy twe naprzód,
Mężu mój miły, przyjdę i sprawę o sobie
Dawać będę? A będęż w twarz ci wejźrzeć śmiała?
Bodajżeś ty był nigdy Sparty nie nawiedził
Nieszczęsny Pryamida! Bo czegóż mnie więcej
Niedostawało? Zacnych książąt córką będąc
Szłam w książęcy dom zacny; dał był Bóg urodę,
Dał potomstwo, dał dobrą nadewszytko sławę.
Tom wszytko prze człowieka złego utraciła.
Ojczyzna gdzieś daleko, przyjaciół nie widzę,
Dziatki, nie wiem, — żyweli, jam sama coś mało
Od niewolnice rózna przymówkom dotkliwym
I złej sławie podległa, a co jeszcze ze mną
Szczęście myśli poczynać, ty sam wiesz, mój panie.

PANI STARA.

PAN. Nie frasuj mi się, moje dziecię miłe,
Takci na świecie bydź musi: raz radość,
Drugi raz smutek; z tego dwojga żywot
Nasz upleciony. I rozkoszyć nasze
Nie pewne, ale i troski ustąpić
Muszą, gdy Bóg chce, a czasy przyniosą.
HEL. O matko moja, nierównoż to tego
Więńca pleciono; więcejże daleko
Człowiek frasunków czuje, niż radości.
PAN. Barziej do serca to, co boli, człowiek
Przypuszcza, niźli co gmyśli się dzieje.
I stądże się zda, że tego jest więcej,
Co trapi, niźli co człowiaka cieszy.
HEL. Przebóg, więcejci złego na tym świecie,
Niźli dobrego. Patrzaj naprzód, jako
Jedenże tylko sposób człowiekowi