Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.1 104.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Śle upominki, aż i mnie nie minął;
A mnie i dom mój i, co mam z swych przodków,
Nie jest przedajno. A miałbych swą wiarę
Na targ wynosić, uchowa mię tego
Bóg mój. Nie ufa swej sprawiedliwości,
Kto złotu mówić od siebie rzecz każe. —
Lecz i to człowiek małego baczenia,
Który na zgubę rzeczypospolitej
Podarki bierze, jakoby sam tylko
W cale miał zostać, kiedy wszytko zginie.
Ale mnie czas do rady, bo dziś król chce posły
Odprawować. Snadź widzę Aleksandra?  Ten jest.

ALEKSANDER, ANTENOR.

AL. Jako mi niemal wszyscy obiecali,
Cny Antenorze! proszę, i ty sprawie
Mej bądź przychylnym przeciw posłom greckim.
AN. A ja z chęcią rad, zacny królewicze,[1]
Cokolwiek będzie sprawiedliwość niosła
I dobre rzeczypospolitej naszej.
AL. Wymówki niemasz, gdy przyjaciel prosi.
AN. Przyzwalam, kiedy o słuszną rzecz prosi.
AL. Obcemu więcej życzyć, niźli swemu,
Coś niedaleko zda się od zazdrości.
AN. Przyjacielowi więcej, niźli prawdzie
Chcieć służyć, zda się przeciw przystojności.
AL. Ręka umywa rękę, noga nogi
Wspiera, przyjaciel port przyjacielowi.
AN. Wielki przyjaciel przystojność; tą sobie
Rozkazać służyć, nie jest przyjacielska.

  1. wołacz od: królewic.