Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.1 090.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Bo, jako gęste mszyce, nagle cię obsiędą
Rozkoszy świata tego i odwodzić będą
Twoje szlachetne serce do zabaw uczciwych,
Cukrując ci na zdradzie smak rzeczy zelżywych.
A tak bierz sobie w pamięć, co dziś mówię z tobą,
Żebyś w takiej przygodzie nie trwożył więc sobą.[1]
Tego naprzód bądź pewien, iż Bóg wszytko widzi,
A jako cnotę lubi, tak się grzechem brzydzi.
Przeto, niźli co poczniesz knować w głowie swojej,
Uważ to pierwej, że Bóg świadkiem sprawy twojej,
A jako dobra będzie, albo zła u niego,
Tak się i ty nakoniec musisz cieszyć z tego.
Nie rozumiej, żeby to darmo uczyniono,
Iż wszelaki źwierz inszy pochyłym stworzono,
A człowiek[2] twarz wyniosłą niesie przed wszytkimi,
Patrząc w ozdobne niebo oczyma jasnimi.
Chciał nam Bóg tym swoję myśl opowiedzić prawie,
Iż bydło a człowieka stworzył k różnej sprawie.
Bydło więcej nie szuka, jedno aby tyło,
Tego samego patrząc, co jest ciału miło;
Ale człeku, którego dusza poszła z nieba,
O tem czuć,[3] o tem myśleć ustawicznie trzeba,
Jakoby się mógł wrócić na miejsca ojczyste,
Gdzie spólnie przebywają Duchy wiekuiste.
To ty wiedząc, dziecię me, nie chyl się za tymi,
Którzy swem zawołaniem[4] i dary Boskimi

  1. nie trwożył się.
  2. W wydaniu z r. 1585 błędnie: aczkolwiek.
  3. nad tem czuwać.
  4. powołaniem.