Strona:PL Jan Potocki - Rękopis znaleziony w Saragossie 01.djvu/023

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nieznajome zbliżyły się ku mnie z uprzedzającym uśmiechem. Każda z nich była w odmiennym rodzaju doskonałą pięknością. Jedna wysoka, giętka, wspaniała, druga zaś mniejsza ale za to łagodna i bojaźliwa.
Kibić i rysy starszej na pierwszy rzut oka zadziwiały regularnością. Młodsza była bardziej ujmującą i zachwycała drobnemi usteczkami, i niezwykłym blaskiem oczu cienionych długiemi jedwabnemi rzęsami. Starsza temi słowy odezwała się do mnie w czystym kastylskim narzeczu: «Senor kawalerze, dziękujemy ci za uprzejmość z jaką raczyłeś przyjąć tę skromną wieczerzę. — Mniemam że czujesz jej potrzebę.» Ostatnie te słowa wyrzekła z tak złośliwym uśmiechem że w tej chwili posądziłem ją o nakazanie uprowadzenia mego muła z zapasami. W każdym jednak razie niemożna było się gniewać; strata moja sowicie była wynadgrodzoną.
Siedliśmy do stołu, i ta sama kobieta rzekła przysuwając naczynie z japońskiej porcelany: «Senor kawalerze, znajdziesz tu Ollapodrida złożoną z mięs wszelkiego rodzaju, oprócz jednego, gdyż my jesteśmy wierne, czyli wyraźniej mówiąc, Muzułmanki.» — «Piękna cudzoziemko, — odpowiedziałem,