Strona:PL Jan Kasprowicz - Księga ubogich.djvu/098

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I niebo, straciwszy zmysły,
Same ze sobą w zwadzie,
Przepuścić nie chce nikomu,
Jednego po drugim kładzie.

Mnie poraziło ołowiem,
A tego, widzicie, żelazem,
Juhasowali my razem
I teraz gramy wam razem.

Ten w kole tem naszem trzeci
Dychał-ci jeszcze przez chwilę —:
„O was się oprę, druhowie,
Podźwignę się i wysilę“.

Podźwignął się i wysilił,
O martwe się oparł ramię,
Przymrużył powieki i czeka,
Zali nadzieja nie kłamie.

Nie zdążył przekonać się o tem — —
Bóg zbytek nadziei karze:
Po zbiórkę w żniwnej spiekocie
Przyszli żniwiarze-grabarze.

Sprzątnęli, co trzeba sprzątnąć,
I razem z naszem, aż miło,
Stowarzyszyli mu serce,
Choć serce to jeszcze biło.