Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.4.djvu/370

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Do sfer, co ciszy
Są zaprzeczeniem! Spokój celi mniszéj —
Nie! spokój grobu, oto przystań myśli,
Co ponad siły drogę sobie kreśli
Zdala od ciszy...

Precz, precz obrazy, co mą duszę w ciemną
Wprawiają grozę, co moją istotą,
Jak kłębkiem nici, targają! Przedemną
Niechaj, oblane miesięczną pozłotą,
Tchnące zapachem róż i lilii wodnych,
Powioną kształty, które z snów pogodnych
Fra Angelico z rajską snuł ochotą
W mistycznej ciszy!
Niech moje wnętrze jeden tylko słyszy
Dźwięk: szelest trawy, szmer wody, szum boru,
Zlane w pieśń jedną, drżącą śród przestworu
W samotnej ciszy.

Ponad jeziora błękitnawe fale
Z lilij zapachów, z nenufarów woni
Zrodzona, strojna w łagodne opale,
Które tam w górze miesiąc w przestwór roni,
W szacie, z mgieł tkanej powiewnych, wyrasta,
Jak owa z baśni królewska niewiasta,
Postać i sunie, jak oddech, po błoni:
Wieczystej ciszy
Symbol, któremu znój nie towarzyszy,
Znój walk bezpłodnych; potęga, co duchy
Znużone, senne, naodziewa w puchy
Wieczystej ciszy...

Zbliża się do mnie, chwyta w swe objęcia,
Słów pieszczotliwych harmonijne dźwięki
Leje do uszu; nakształt pacholęcia,
Co od matczynej usypia piosenki,