Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.4.djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Cóż, że z twej klęski szydzi śmiech szatanów,
Aż nawet w sercu natchnionych pieśniarzy,
Twojej świątyni stróżów i kapłanów,
Wiarę w twą siłę mróz zwątpienia warzy?

Przemijający to tryumf, choć wieki,
Płodne w łzy gorzkie, w klątwę i w krwi rzeki,
Trwa nieraz orgia radości piekielnéj.

Lecz czem są wieki w żywota łańcuchu?
Czem chcą, niech będą, ty je przetrwasz, duchu
Bo, idąc z Boga, jesteś nieśmiertelny!

IX.
Na szare turnie cichy półmrok pada
I zwolna spływa po granitów zrębie,
Otula świerków rozwełnione stada,
Ściele po toni swe puchy gołębie.

Jakaś się chmurka ściera na skał zębie,
Wietrzyk tajemne wieści opowiada,
Seledynowe zasypiają głębie,
Nagich krzesanic zasypia gromada.

I oddech grani i oddech jeziora
W srebrne, powiewne, lekkie mgły się zmienia
Chcące oplątać duszę w swoje sidła.

Lecz do spoczynku ona dziś nieskora:
Zrywa się naprzód bez lęku i drżenia —
Widać, że nowe przybyły jej skrzydła.

X.
Żegnajcie wody! Z rozwartemi oczy,
Czujny, a świeży, duch mój precz ulata
Tam! gdzie się niebo ze szczytami brata,
Gdzie się lawina z hukiem gromów toczy.