Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.3.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

II.

A gdy umilknie głos, co w każdej łozie
I w każdem drzewie jękiem ech się sroży,
Kiedy w obłoki uleci dech boży
Na płomienistym cherubinów wozie,
W wór Ezechiel szorstkie ciało włoży,
U biódr wiszący w fałdach na grubym powrozie.

W puszczy prostego nauczon sposobu,
Między dwa polne, a twarde kamienie
Garść soczewicy i wyki pożenie
I ziarn jęczmiennych i czarnego bobu,
By na śrót utłuc i mieć pożywienie
Proroków, do pańskiego nieprzywykłych żłobu.

I on, co nigdy w swojem życiu całem,
Ażeby nie wejść z zakonem w zatargi,
Do nieczystego nie przyłożył wargi,
Upiekł podpłomyk, z sercem rozbolałem
I pośród głośnej i krwawiącej skargi,
Przy ogniu, nasyconym odpadków kawałem.

»Panie!« — tak jęknie, pomieszawszy z piaskiem
Brodę, co w ciemnym opada kędziorze —
»Zawszem ja chodził po zakonu torze,
Zawsze ten umysł, nieskażon niesnaskiem
Z twemi ustawy, kąpałem w jeziorze,
Błyszczącem twojej prawdy pozłocistym blaskiem.