Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.2.djvu/285

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
nabiesiadował i dosyć nagrzeszył,
że śmierć go tylko może uratować
od jakiej większej choroby, na którą
niema lekarstwa. A zresztą, co znaczy
miesiąc i roczek, abo nawet więcej
wobec wieczności, co nas wszystkich czeka?
Mądry z was doktór, ino, że od śmierci
nie uchronicie nikogo. Bo takie
jest przeznaczenie: kiej człowiek ma umrzeć,
to juścić umrze, a kiej, wiecie, umrze,
to szkoda nie jest zbyt wielka: na świecie
są niby ludzi całe miliony,
tak, że jak padnie jeden, abo drugi,
to niby mały robaczek, którego
teraz niechcący niby przydeptałem.
A co do duszy, to już mnie się widzi,
że to są żarty... Dusza nie umiera,
jako ją Pan Bóg stworzył nieśmiertelną
i choćby nawet chciał, to już nie zmieni
tej swojej woli, boby musiał zmienić
samego siebie i przestać być Bogiem.
A jak kto, wiecie, gazduje, to sam się
tego gazdostwa nie zbędzie.


DOKTOR.
Prostacza
to filozofia, ale daje spokój,
a ze spokojem szczęście... Świat przebiegłem,
do wszystkich jego zajrzałem tajników,
mądrościm szukał w zapylonych księgach,
badałem głębie świętej teologii
i praw pisanych cały znam alfabet.
Ziółkam rozszczepiał i drobne ich włókna
pod mikroskopy kładłem, aż mi oczy
krwią zachodziły od ślęczeń nad niemi;
znam medycynę i chemię, na biegu
gwiazd się poznałem, a wszędzie, na wszystkich