Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.2.djvu/076

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
WALEK.
Chwałaści, Panie!... Usiądź sobie! Pogadamy troszeczkę, nim się Małgosia zjawi... Do siebie. Abo odpędzę te myśli, abo co!... Siada, obok niego wyciąga się Wojtaszek. Co mówiła?... Co tam u nich słychać?


WOJTASZEK.
Umełli na żarnach śrótu ze świeżego żyta, zarobili ciasto w dzieży na chleb, ciasto urosło, że aż strach, a z tego ciasta zrobiła się niewiasta, a z tej niewiasty urodził się ancykryst. He! he! he!


WALEK.
Nie będę się już spierał z tobą. Wolę już cierpliwie czekać na Małgosię... Do siebie, poprawiając się na snopku. Że też nie mogę odpędzić tych myśli...


WOJTASZEK.
Co tam Małgosia!... Powiem ci zagadkę... Słuchaj, co to jest? »Mięta wiła się jak śmierć po płocie i zawiła się rowami i nie-rowami aż do karczmy, a Cierpik ścierpł jak rzepa...« Co to jest?


WALEK niecierpliwie.
A kto ciebie tam rozumie?...


WOJTASZEK.
Widzisz, jakiś mądry, a nie wiesz, że to znaczy: »Pan Bóg posiał oset, a z tego ostu zrobił się nasz proboszcz«. Napij się wódki, będziesz mądrzejszy!...


WALEK.
Kiedyś już taki szczery, to daj!... Złeby się nie opędziło przed tobą. Do siebie. Może zaleję tego robaka...