Strona:PL Jan Kasprowicz-Dzieła poetyckie t.1.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
138
JAN KASPROWICZ

Wszystkie szyderstwa. On już nie upiększy
Swojego ciała przed śmiercią. W swą ziemię
Jak kret się zarył, lub jak ropuch plemię,
I już za życia był, jakby umarły:
Jaśniejszy snać promyczek żaden w nim nie drzemie...

Czy sąsiad chory, lub umiera krewny,
Czy drży kto z zimna, albo chleba nie ma,
Czy komu zasiew spłukał deszcz ulewny,
Albo też grady łan wytłukły pszenny,
Stary Kosarczyk zawsze był niezmienny:
Na łzy, na skargi, rękami obiema
Około uszu machnął i szedł w trud codzienny.

Żona, jak owa bylica, gdy wiosną
Upadną deszcze, cała zlana łzami,
Dzieci, jak w rosie dziewanny, co rosną
Na sypkich piaskach, daremnie go proszą:
»Ludzie twe imię na językach noszą,
Żeś nie jak człowiek, tylko zwierz; nad nami
Miej litość, razem z twoim wszak i nasz wstyd głoszą.

Mamy garść siana, słomy cały stożec
Prawie że zgnił już za oną stodołą;
Owsa nie braknie, a i żyta korzec
Znajdzie się jeszcze; weź, sprzedaj i nowe
Spraw sukmanisko, zaczesz włosy płowe
I lice umyj, zlane niby smołą,
I żyj, jak ci, co mają mózg i serce zdrowe...«

Nic nie pomogło: na prośby i rady
Pomruknął czasem lub się głupkowato
Zaśmiał i poszedł, jak ten jego gniady,
Z łbem opuszczonym na pole... Żelazem
Nie zmieniłbyś go czerwonem... Był głazem
Który oblepił czarny brud, i na to
Świat cały nie miał środka z Panem Bogiem razem.