Chełmskiego[1]: »Waszeć tam bliski samsiad; co to za sprawa?« Odpowie Chełmski: »To wiem, Miłościwy Panie, że szlachcic dał substancyą i był zawsze nie jak dzierżaw[c]ą, ale jak poczciwym podskarbiem, bo w kożdych najcięższych potrzebach do niego najpoufalszy nad innych rekurs[2], bo czasem i sto złotych ledwie przenocowało w domu. Kiedy ze Gdańska powrocił, miano po nim pocztę, nie dano się i ucieszyć piniądzmi, pisano mu tytuł: »Dobrodzieju«, afektem jego i uczynnością zaszczycano się między ludźmi, pro exemplo boni amici[3] [uznając. Ale] kiedy wracać albo w dalszą posesyą majętność puścić, nie miło o tym słuchać. Zgoła, dwaj potentiores[4] uwzięli się na szlachcica, żeby go [z] substancyej wyzuć, protractione litigiorum[5] wyniszczyć, verbo dicam[6], wniwecz obrocić tego, ktory dla domu ich czynił satis superque[7]. Siłaby o tym mowić; po prostu, z nikim się dobrze nie obejdą. Ze mną samym o też dobra, ktore także trzymałem po bracie moim, jakie wzniecili hałasy, wiadomo jest WKMści, P. M. Młmu, w jakie mię wciągnęli litigia[8] i koszty. Bog widzi, żem więcej wydał na prawo, niżeli mi Olszowka przez te sześć lat dzierżawy mojej uczyniła. Lubobym ci mogł, wspom-