uwiązł na przeprawie, to wyjąwszy namiot z woza, słuszny, turecki zdobyczny, to go posłał przed konie, żeby się prędzej z błota dobyły, i tak woz wyprowadziwszy, owego namiotu w błoto wtretowanego[1] odjechał, ktory wart był kilka tysięcy. Cyny, miedzi, santukow[2], burdziakow[3] i rożnych tureckich specyałow, co tego nawyrzucano w błota, w rzeki, komu już konie ustawały! Bo chciał cesarz, żeby było wojsko nazad poszło do Polski prosto na Śląsk, wytchnąwszy w Morawie; ale samiśmy się naparli do Węgier, spodziewając się czegoś tam dokazać. Ale to trzeba było te rzeczy na całe lato począć, nie na zimę, a przytym znać, że wola Boża z naszą nie zgadzała się intencyą; dlatego nam rzeczy nie poszły tak, jakośmy sobie życzyli. Jadąc jednak przez Węgry, wzięli nasi Lewczą[4] i Seczyn[5], gdzie były tureckie praesidia[6]. Kiedy postępowali pod ten Seczyn, trzeba było języka z miasta koniecznie; kazano Kozakom, żeby się starali, obiecawszy nadgrodę. Poszło ich kilka w sady, nikogo porwać nie mogli, bo ostrożni byli i nie wychodzili nic z miasta; znajdują sposob taki: zasadzili się w sadach kilkanaście, a dwaj poszli pod miasto i przypa-