Strona:PL Jan Chryzostom Pasek-Pamiętniki (1929) 567.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wpadło ich tedy kilka i do owej izby, gdzie ja siedziałem, posiedli u stołow i poczęli sobie o wojnie dyszkurować. Jam tam tego nie rozumiał, mało co, niektore tylko słowa; ale zaś powiedał ten, o ktorym piszę. A deszcz wielki leje i woda rynsztokami jako rzeki płynie. Patrząc oknem na owę wodę, rzecze jeden: »Ej, dajże Boże, żeby tam pod Wiedniem katolicka krew takimi strumieniami płynęła jak ta woda«. Rzecze drugi: »Nadzieja w Bogu«. A jeden Niemiec — osobno od nich siedział — ściśnie ramionami, wywroci oczy w niebo i obejrzy się na mnie, nic nie rzekł, tylko [głową potrząsał[1]]. Ja to widzę, ale nie wiem, na co to on czyni, i owych też słow nie rozumiem, co oni wymowili; nie pytam go też, bo człowieka nie znam i konfidencyej[2] do niego nie mam. Aż oni znowu mowią na krola te słowa: »Ale ten świnia karmna, po co on tam poszedł? Co tam po nim było? Bodajże tam obadwa z cesarzem doczekali kajdankami brzękać!« A tym czasem ow, co osobno siedział, już nie mogł wytrzymać, bo katolik. Był to Niemiec, ale nie Gdańszczanin, z ktoregoś pruskiego miasta; faktorowaniem się bawił przy kupcach. Ozwie się do nich nie po niemiecku, ale żebym ja zrozumiał, po polsku i mowi te słowa: »Rozumiałem, że siedzę z chrześcijanami, a ja siedzę z poganami; rozumiałem, że z ludźmi, ale widzę z bestyami; a godzi się to takie zbrodnie mowić? Bodaj was zabito!« A oni do szpad; on tylko trzcinkę miał. Chciał go jeden uderzyć płazem, czyli też ciąć:

  1. Część karty u dołu odcięta.
  2. poufałości