Strona:PL Jan Chryzostom Pasek-Pamiętniki (1929) 542.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w jednej stanąć gospodzie i kilkom gości. To się dziwowali: »A jam kazał ryb szukać w tym a w tym mieście, a nie możono nic dostać; WM.MPan gdzie dostał ryb zacnych?« Tom ja powiedział, że w wodzie. Nawet i w mięsny dzień czasem to czeladź: »Ej, Dobrodzieju, rzucają się tu ryby w tym stawie; niech wydra idzie«. Tom poszedł z nią — bo ona za nikiem oprocz mnie nie chciała iść — to wyniosła; jeżeli dobra ryba, jako to szczupak, okoń rosły, tom ja sam jadł, nietylko czeladź, bo ja najlepszej mięsnej potrawy gotow odstąpić dla dobrej ryby. W tym z nią w drodze było uprzykrzenie, że, gdzieś jechał, to się dziwowano, ludzie kupami schadzali się właśnie, jakby to co z Indyej przywiezionego; assystencyej było nieskąpo, osobliwie też w Krakowie, to już, kiedy jechałem przez ulicę, rożnych ludzi wyprowadziło mię z Krakowa kupa. Jednego czasu byłem u wujecznego mego, pana Szczęsnego Chociwskiego; był też u niego ksiądz Trzebieński i usiadł podle mnie za stołem, a wydra leżała podle mnie na ławie; objadła się i spała, w znak rozwaliwszy się, bo to jej był najmilszy zwyczaj w znak leżeć. Ksiądz, posiedziawszy, obaczył wydrę i rozumiejąc, że to rękaw, porwie wydrę, chcąc obejrzeć; wydra, przebudzona zaskrzeczy okrutnie, uchwyciła go za rękę i ukąsiła; ksiądz z bolu i z przestrachu zemdlał, ledwie się go dotrzeźwiono.

Kiedy już Straszewski widział owej wydry qualitates[1], obaczył też i insze myślistwo moje, jako to:

  1. przymioty