Strona:PL Jan Chryzostom Pasek-Pamiętniki (1929) 464.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cię nie puściemy, bośmy ciebie bliżsi; ale jutro pojedziesz, a dzisiejszy też dzień daruj nam«. Nie mogło tedy być, tylko tak, bo i konie, i wszystko pochowano; a tu poseł za posłem bieży, że dzień zszedł. Samym wieczorem przyszedł list od samej paniej, Myszkowsk[ej] z domu, gdzie mi wypisuje samę rzecz szczerze i oznajmuje, że »mężowi na mię gniewno, gdyż taką miał intencyą, żeby cię [w] Wstępną śrzodę panem młodym nazywano, a teraz żałosny, że jego afektem gardzisz«. On list pierwej oni przejęli, odebrali, a obaczywszy białogłowski charakter, tym bardziej, żeby się dowiedzieć jakiej skrytości, odpieczętowali go, a przeczytawszy, rzecze Floryan Chociwski: »A już go też teraz nie utrzymamy, ba, po prostu i trzymać się nie godzi w takich rzeczach; zaledwie i sam z nim nie pojadę, bo to chodzi o przyjaźni konserwacyą«[1]. Tak to u mnie fortuna była jakaś chwytliwa, gorąca, co się temu i ludzie dziwowali, a po staremu postanowienie nie mogło być ani lepsze, ani gorsze, jeno tak, jak P. Bog chciał. Nazajutrz, podziękowawszy wszystkim — już było po południu — skoczyłem ja tedy wielką ryścią, a czasem i na cwał, widząc, że wieczor. Nie ujechałem o poł mile, począł się kurzyć śnieg, a potym się zmierzchło. Przyjechaliśmy tedy, zsiądę z konia, aż już rybną wieczerzą noszą i już świta; drudzy goście spali i ojczym pannin, pan Wilkowski. Obaczą mię oboje[2], gniewliwi. Powiedam ja, że »ta przyczyna, żeście mi w pierwszym liście nie wypisali szczerze,

  1. zachowanie
  2. gospodarstwo t. j. Śladkowscy