Strona:PL Jan Chryzostom Pasek-Pamiętniki (1929) 422.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zgody dopuścił, że nam odebrał florem[1] kawalerow dobrych, ktorzy wytrzymowali zawsze molem[2] nieprzyjacioł naszych.

Była to ta potrzeba wielce in confuso[3]. W owem pomieszaniu, gdzie trudno było discernere[4], kto nieprzyjaciel i kogo uderzyć, jeździli między sobą, a nie znali się; ktory ktorego napadł, to się wprzod pytali: »Ty z ktorego wojska?« — »Ty też z ktorego?« Jeżeli contrarii[5], to: »Bijmy się!« — »Jedź do dyjabła!« — »Jedź też ty do dwoch!« To sobie dali pokoj. A jeżeli znajomy na znajomego napadł, to się rozjechali, powitawszy. Bo było to, co jeden brat przy krolu, a drugi przy Lubomirskiem; ociec tam, syn tu; to nie wiedzieć, jako się było bić. Prawda, że oni mieli znaki, lewe ręce chustką wiązane; aleśmy tego nierychło postrzegli. Ja też, skoro poczęto bardzo golić, przewiązałem też sobie rękę nad łokciem i nie bardzo od nich stronię. Poznali mię z daleka: »A nasz, czy nie nasz?« Podniosę rękę z chustką i mowię: »Wasz«. Aż rzecze: »O francie, nie nasz! Jedź sobie albo przedaj się do nas«. Ale po wszystkiej okazyej przyjechał z boku towarzysz z tamtego wojska, a Czop, pułkownik kozacki, stoi na koniu, nie strzeże się go, rozumiejąc, że swoj; pomalusieńku człapią przyjechawszy do niego, strzelił mu w ucho z pistoletu i zabił. To to taka wojna zdra[d]liwa, kiedy to tenże stroj, taż moda. Bogdaj do tego w naszej Polszcze więcej nie przychodziło!

  1. kwiat
  2. nawałę
  3. w zamieszaniu
  4. rozróżnić
  5. przeciwnicy