Strona:PL Jan Chryzostom Pasek-Pamiętniki (1929) 336.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

powprowadzono; wozy nadeszły, stanęliśmy. Aż tu jaki taki idzie, łap za kulbaki, za rządziki, za strzelbę z kołkow. Posłałem do burmistrza: jeżeli nie brał mieczem po szyjej, to go pewnie i nie minie i mandat[1] najdalej tygodnia będzie miał z całym miastem, jeżeli mi nie będzie wygoda i z końmi, także i podwody. Aż tu idą burmistrze, nie wyszło poł godziny, kłaniają się. Pytam się, przy ktorym prezydencya. Skaże jeden: »Ow sam jest«. Kiedy go wytnę obuchem: padł; kazałem go związać i wziąć pod wartę: »Atoż ty pojedziesz ze mną do Warszawy; a wy idźcie, starajcie się, żeby mi była wygoda i na jutro podwody, bo ja stąd nie wynidę, poko tego nie będzie«. Aż tu Moskwa: »Oj, milenkiże, su, prystaw, umieje korolewskie i carskoje zderżaty wieliczestwo«. Potym zaś idzie porucznikow dwoch; dopiero podgadawszy sobie, mowią: »Jużże się Wść nie turbuj; my każemy miastu, żeby dali prowiant, ale podwody nie mogą być stąd«. Et interim[2] zaraz kazałem przy nich zawołać podwodnikow, ktorzy dopiero dwie mili odprowadzili wozy, i mowię im: »Nu, dziatki, za to, że prawu i zwyczajowi dosyć czyniąc, nie wyłamowaliście się z powinności i owszem poszliście ochotnie, dlatego respektując, żeście z ubogiego miasta, czynię wam w tym folgę, że was niedaleko ciągnę; ale przyszedszy tu do wielkiego miasta, już tu znajdę w potrzebach moich wygodę, a was wolnymi czynię; powracajcie sobie z P. Bogiem do domow«. Skoczą do nog podwodnicy, poczną dziękować, a wtym

  1. pozew do sądu
  2. I tymczasem.