sem się nieprzyjaciel zmocni i inaksza być może szczęśliwości rewolucya[1]; a potym wytarguje na nas nieprzyjaciel to, co by my na nim mieli, gdyż taka u nas moda: wybiwszy nieprzyjaciela, zwykliśmy mu zawsze dać basarunek.
Do ojczymow tedy mowię ojczyzny, to sobie praecustodio[2], nie do ojcow, nie do poczciwych senatorow. Kto się czuje być nożycami, ten się niechaj uraża, jeżeli chce; ja zaś, żem nigdy nie był pasierbem, ale synem ojczyzny, matki mojej, i być nie mogę, choćbym chciał, bo żem jest ex nativo dawnych Polakow sanguine[3], nie z cudzej ziemie przewoźny szlachcic, tegoby mi wrodzona nie [d]opuściła miłość. Na tych tedy dobrych konsyliarzow zachować te wieże i miecza pogrożki, bo się ja ich nie boję. Etsi caelum ruet, impavidum ferient ruinae«[4].
Jeszcze tedy w mowie mojej niektorzy zabrali się mowić; ale żem to przy dokończeniu rzekł: kto się czuje nożycami, ten się o to niech uraża (ktore dicterium jest tritum[5] i wszystkim wiadome), jakoby ich makiem zasypał, tak milczeli. Krol zaś za portyrą[6] słuchając, jako zaś powiedano, okrutnie się śmiał, mo-