śnie i pan Dołgoruki kwapił bardzo do nas, głosy puściwszy po fortecach Moskwą osadzonych, żeby nam wszędzie zastępowali, kiedy będziemy uciekali; a jak my do niego poszli, zaraz mu fantazya przygasła. Stanęło tedy wojsko nasze nad rzeką Basią[1], jak o połćwierci mile, w szczerym polu. Jeszcześmy przecię nie dowierzali o tak wielkiej potędze nieprzyjacielskiej. Złapawszy już kogo, bokow przypieczono; powiedają nam, że 70 tysięcy wojska bojowego Dołgoruki [ma]. Dopierośmy uwierzyli. Gotowaliśmy się tedy do owego przywitania porząnnie, Pana Boga wziąwszy na pomoc.
Zapomniałem tego napisać, że mnie, pod Mohilowem stojąc, napadł był kłopot podobny owemu kozi[e]radzkiemu, w ten sposob: Gorzkowski, towarzysz marszałka nadwornego, Branickiego, intentował mi akcyą do sądu wojskowego o zabicie brata rodzonego, ktorego uderzyłem był obuchem z tej przyczyny, jakom wyżej napisał[2] in anno[3] 1657, kiedyśmy stali w Radomskiem po węgierskiej wojnie, służąc z panem Bykowskiem. Prosił tedy i o to, żebym odpowiedział ex carceribus[4]. Wojewoda zaś deklarował, że nie tylko żołnierzow, a zwłaszcza dobrych, wiązać, idąc na tak straszną wojnę, ale by jeszcze związanych, gdyby byli, trzeba rozwiązać i gdyby można, jednego do więzienia [biorąc], z[a] jednego dwoch wziąść. Szlubem tylko wię-