Strona:PL Jan Chryzostom Pasek-Pamiętniki (1929) 177.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w lot. Żywcem jeszcze na ten czas trudno było brać in illo fervore[1], kiedy wszystko uciekające wojsko na nas się waliło: czyby więźnia trzymać, czyby się bronić, albo strzelbę nabijać. Chrest wziąłem mu piękny bardzo; było na oprawie ze dwadzieścia czerwonych złotych. Nie zabawiłem się koło owego smarkacza i pacierza jednego. Skoczę do owego brodofiasza[2], aż on już nago leży, a konia prowadzi towarzysz. Mowię do niego: »Jam nieprzyjaciela z konia zwalił, a ty go bierzesz? Daj go sam[3], bo tego nabicia[4] na ciebie odżałuję, com go na nieprzyjaciela nagotował«. Nie bardzo się też i sprzeczał Wołoszyn[5], bo widział, że do mnie ten Moskal strzelił i jam go zwalił z konia. Oddał mi tedy owego konia ślicznego, ktory był nie moskiewski, ale tych ruskich koni, czerwonogniady, rosły. Żal mi go było rzucać; czeladnika żadnego nie masz, nie było go komu oddać, aż napadłem znajomego pachołka: »Weźmi ode mnie tego konia, a dam ci dziesięć talarow, jak mi go wyprowadzisz; albo jak się zjedziesz z ktorym z moich czeladzi, oddaj go«. Wziął tedy, a jam skoczył, gdzie się okrutnie zwarli Moskwa z naszymi. Już tak jeno rznięto jak barany. Gdybym był miał w ten czas aby jednego czeladnika przy sobie, mogłby[6] był jako najpiękniejszych rumakow nawybierać, bo to tam samę starszyznę cięto w ten czas, co to strojno, konno. Coż, kiedy czeladka najbardziej wtedy

  1. w owej gorącej chwili
  2. brodacza
  3. Sam — tu.
  4. naboju
  5. T. j. towarzysz z chorągwi wołoskiej; por. str. 22 przyp. 3.
  6. nieosobowo: można było