Strona:PL Jan Chryzostom Pasek-Pamiętniki (1929) 161.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cyanie«. On rzecze: »O taki synu[1], nie uczyniłeś mi nic, a mowisz dosyć«. Tak P. Bog dał, że po owym wymowieniu, samym końcem szable dosiągłem go przez jagodę i odskoczyłem się od niego. Tymże bardziej dopiero na mnie natrze; jak też urwę go w łeb, jakby nie był na nogach. Dopiero go płazem pocznę walić na ziemi, wziąwszy w obie ręce szablę. A tu dopiero kompania leci spod naszych i spod inszych chorągwi, mowiąc: »Stoj, nie zabijaj«! Dałem mu z pieńdziesiąt razy płazą, niżeli przybiegli, za owęż zdradę, co mię z tyłu rąbnął w głowę. Była to w ten dzień kryzys tak zła, że z piętnaście pojedynkow odprawowało się pod rożnemi chorągwiami. Mnie zaś P. Bog w ten dzień w oczywistej swojej miał protekcyej, kiedy mię zachował od szwanku, z trzema mężami pojedynkując. A nie z żadnego to stało się męstwa, ale tylko z tego, że Bog na niewinność moję respektował[2]. Wiele takich pamiętam przykładow, że »zawsze ten przegraje, kto przyczynę daje«[3]. Kto będzie po mnie sukcesorem tej książki mojej, przestrzegam i napominam, żeby się tym moim i wielu inszych temu podobnych przykładow budował, żeby nigdy i najlichszego lekce nie poważał, żeby, choćby był mężem najdoświadczońszem, ufając siłom i męstwu swemu, nigdy okazyej nie dawał i z pysznym sercem nie chodził na pojedynek: bo niech wie o tym, że go się lada kto nabije. A gdy zaś z pokorą swojej upominać się będzie krzywdy i honoru, wzywając na

  1. Por. str. 120, przyp.
  2. miał wzgląd
  3. Przysłowie.