przysyłano. Dosyć na tym, żeby tego nie wyświadczyła lada jaka matka. Mąż tej zacnej paniej, ten to pan kasztelan zakroczymski, ludzki był to człowiek, wielce dobry żołnierz i mąż doświadczony, tylko że mu się to głowa była napsowała, i dlatego osobno od siebie mięszkali, tę tylko jedną spłodziwszy corkę. On swojemi rządził majętnościami, a ona też swojemi i kożde z nich osobną chowało asystencyą[1]. Był to taki bitny mąż, poko zdrow, że się go wszyscy bali. Trafiło się raz, że chorągiew Karola Potockiego, dobrze okrytą[2], wybił wstępnym bojem, samodziesięć[3] tylko wyjechawszy i opowiedziawszy ich, że »nie w mojej wsi, żebyście nie mowili, że w kupę ufam, ale w polu was czekać będę«; i tak uczynił. Zjechawszy się, wyzwał porucznika. Odjechawszy od chorągwie, rzekli sobie: »Na szable«. Ujechał go, ciąn dwa razy mocno, aż z konia spadł. A w tym skoczyła chorągiew hurmem; wytrzymał im, a poty[m] z ową swoją watahą jak począł ich łamać, nasiekł, nabił, chorągiew wziął i kotły[4] i odesłał to hetmanowi. Nie czynił on nic złego, jako to szaleni czynią, ale tylko uczynił się jakiemsić okrutnie nabożnym. Przyszywszy na czapce pasyjkę[5], to idąc przez kościoł lubo przez izbę na nikogo nie wejrzał, nikomu się nie skłonił, tylko tak