Strona:PL James Fenimore Cooper - Krzysztof Kolumb (cut).djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ta zbliżyła się o tyle, że dowódzca jéj mógł rozmawiać z admirałem bez użycia trąbki.
— Czy don Christoval jest na pokładzie? zapytał Pinzon, bo poznać go nie mogę w ciemności.
— Czego żądasz, kochany Marcinie Alonzo? odrzekł admirał.
— Chciałbym dla wielu przyczyn obrócić się na południe. Wszystkie odkrycia nowoczesne w téj właśnie poczyniono stronie; a mam niepłonną nadzieję, że i mnie się powiedzie.
— Czyż poprzednio zyskaliśmy co na tém, obiérając kierunek południowy? Myśl twoja, czcigodny przyjacielu, często cię unosi w krainę urojenia. Być może iż w prawo lub w lewo znajdują się tu wyspy, ale ląd stały leży na zachodzie. Trudno porzucać rzeczy pewne dla niepewnych, Indye dla jakiéjś wysepki, rozkosznéj może, lecz mało znaczącéj w porównaniu z wielkim celem do którego zmierzamy.
— Jednakże, sennorze, proszę o pozwolenie skierowania się nieco na południe.
— Trzymaj się prostéj drogi. Alonzo, i zapomniéj o swém życzeniu. Ponieś rozkazy moje dowódzcy la Niny, a gdyby przypadek rozdzielił nas w nocy, płyń ciągle ku zachodowi, i staraj się zemną połączyć; bo smutno byłoby błądzić samemu po nieznanym oceanie.
Pinzon, chociaż z widoczną niechęcią, poddał się przecież woli admirała i popłynął ku la Pincie, aby bratu udzielić otrzymane rozkazy.
— Marcin Alonzo zaczyna się wahać, rzekł Kolumb, zostawszy z Luis’em. Śmiałyto zaiste i zręczny marynarz, ale mu brak wytrwałości; trzeba więc aby silna ręka trzymała w karbach jego słabość.
Po północy wiatr się powiększył, i eskadra przez dwie godziny z nadzwyczajną płynęła szybkością. Majtkowie nie rozbiérali się, a Kolumb z Luis’em przepędzili noc na pokładzie, mając za łoże stary żagiel. Z brzaskiem jutrzenki wszyscy byli w ruchu, bo rząd obiecał 10,000 marawedów rocznéj pensyi temu, kto piérwszy spostrzeże ziemię, i każdy pragnął zasłużyć na tę nagrodę.
W miarę jak światło rozléwało się po zachodniéj części widnokręgu, wszystkie trzy okręty zaczęły walczyć z sobą o piérwszeństwo. W tych zapasach równoważyły się mniéj więcéj korzyści i niekorzyści szermierzów: la Nina płynęła najszybcéj przy spokojném morzu, lecz zato małych była rozmiarów; la Pinta miała wyższość przy wietrze nieco silnym; nareszcie la Santa Maria, choć ciężka w ruchach, posiadała najwyższe masztowanie, z którego patrzący rozleglejszą objąć mogli przestrzeń.
— Dziś wszyscy dobréj są myśli, sennorze don Christoval, rzekł Luis zbliżając się do admirała, i każdy radby coprędzéj ujrzéć ziemię obiecaną.
— Pepe, przywiązany małżonek Moniki, zawieszony jest na najwyższym maszcie, i zwraca oczy na zachód, chcąc gwałtem pozyskać nagrodę. W istocie 10,000 marawedów rocznego dochodu, to sumka co może pocieszyć stroskaną wdowę.
— Sennorze! sennorze! zawołał Sancho, siedzący na rei tak swobodnie, jak bywalec salonowy na fotelu; la Nina daje sygnały!
— Prawda, odrzekł Kolumb; Wincenty Yanez zatknął barwy królowéj.
Ponieważ to był znak umówiony w razie odkrycia lądu, nie wątpiono przeto że cel podróży został wreszcie dosięgniętym. Pomni wszelako na doznane zawody, majtkowie milczeli jeszcze, czekając potwierdzenia swych nadziei.
Okręty z rozwiniętemi żaglami pędziły ku zachodowi, jak ptaki zbyt długim znużone lotem, co ostatniém skrzydeł uderzeniem zmierzają do lądu, którego położenie wskazuje im siła instynktu.
Tak upłynęło kilka godzin. Widnokrąg, na zachodzie ciemnemi pokryty chmurami, omylić mógł najwprawniejsze nawet oko. Jednakże około południa, gdy statki odbyły mil pięćdziesiąt, a nie ujrzano pożądanego wybrzeża, niepodobna już było łudzić