Strona:PL James Fenimore Cooper - Krzysztof Kolumb (cut).djvu/084

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gwałtem wdziérać się w tajemnice natury. Gdy góry zioną ogniem, wtedy człowiek czuje swą słabosć i korzy się przed potęgą Stwórcy.
— Czy jest między wami taki, co był na morzu Śródziemném i widział wyspy należące do małżonka naszéj królowéj, don Ferdynanda? zapytał spokojnie Kolumb.
— Ja byłem, sennorze, zawołał z żywością Sancho, zwidziłem Cypr i Alexandryą, a nawet Stambuł, stolicę Turka.
— A więc znasz pewnie i Etnę, co bezustannie prawie wyrzuca płomienie, śród okolic bogatych jednak w skarby przyrody?
Kolumb starał się następnie wytłumaczyć swym ludziom przyczynę wybuchów wulkanicznych, wkładając na oficerów obowiązek poparcia krótkich objaśnień jego bliższém wyłuszczeniem. W końcu dodał, że jeśli majtkowie chcą koniecznie w tém zjawisku upatrywać przepowiednię, to powinni uważać takowe za znak, iż Opatrzność sama przyświéca ich podróży.
Otóż z jakiemi przeszkodami walczyć musiał wielki odkrywca, jeszcze wtedy nawet, gdy po tyloletnich usiłowaniach otrzymał wreszcie środki, acz słabe, ku dokonaniu przedsięwzięcia, co miało stanowić erę w dziejach świata i ludzkości!
Okręty przybyły do Gomery 22 sierpnia, i zatrzymały się tam przez dni kilka dla nabrania żywności, zanim opuściły ostatecznie siedzibę cywilizacyi i granice znanego wówczas świata. Przybycie wyprawy Kolumba, w epoce kiedy środki kommunikacyi bardzo były niedokładne, wielkie na wyspach sprawiło wrażenie. Admirała obsypywano zaszczytami, nietyle z powodu godności jaką piastował, ile raczéj dla wielkości dzieła któremu przewodniczył. Mieszkańcy wysp kanaryjskich i azorskich powszechnie prawie wierzyli w istnienie lądu na zachodzie; lecz przekonanie ich w tym względzie, jak zaraz ujrzemy, polegało na dziwném złudzeniu.
Między znakomitościami wyspy Gomera piérwsze miejsce zajmowała donna Inez Peraza, matka hrabi Gomera, otoczona licznym gronem własnych domowników i przybyszów z wysp sąsiednich. Gościnnie w swym domu podejmując admirała, donna Inez zapraszała także znaczniejszych jego podwładnych, a między niemi Pedra de Munoz, czyli Pera Gutierrez, jak naprzemian nazywano znanego nam młodzieńca.
— Rada jestem, don Christoval, rzekła pewnego razu donna Inez Peraza, iż najjaśniejsi państwo zezwolili wreszcie na rozwiązanie téj wielkiéj zagadki, nie dlatego tylko, że ono zapewnić ma tryumf religii chrześciańskiéj i przysporzyć sławy ojczyznie, ale jeszcze w interesie współobywateli swoich, z których wielu na własne oczy widziało ląd jakiś w stronie zachodniéj, i chcieliby oświecić się w tym względzie.
— Słyszałem o tém, szlachetna pani, i pragnąłbym dowiedziéć się szczegółów.
— Dobrze więc, sennorze, jeśli takie jest twoje życzenie, wzywam obecnego tu kawalera Dama, aby ci opowiedział co wiemy o tym kraju tajemniczym.
— Najchętniéj, donna Inez, odrzekł zagadniony z skwapliwością nierzadką u zwolenników rzeczy cudownych, gdy mają sposobność rozszerzenia się nad ulubionym przedmiotem. Słyszałeś zapewne, sennorze admirale, o wyspie Saint-Brandan, położonéj na mil ośmdziesiąt lub sto w kierunku zachodnim od Ferro, którą widziało tylu żeglarzów, a żaden jéj nie dosięgnął.
— Słyszałem o téj wyspie bajecznéj, odpowiedział z powagą admirał; lecz pozwól mi zrobić uwagę, iż niéma na świecie lądu niedostępnego dla ludzi co go ujrzeli rzeczywiście.
— Ujrzeli niezawodnie, szlachetny admirale, odezwało się razem kilka głosów; my wszyscy wiemy że go widziano, a niejeden z żeglarzów naszych poświadczy, iż daremnie na nim wylądować usiłował.
— Człowiek, jako istota rozumna, powinien zbadać to co widzi, odparł Kolumb z niezłomną stałością. Wskażcie mi południk wyspy Saint-Brandan, a po upływie tygodnia wiedzieć będę ile w tém podaniu jest prawdy.