— Czy byłeś pan na tym wspaniałym szczycie? — zapytałem pana Smitha.
— Nie — odparł.
— Wejście jest podobno bardzo trudne, zresztą turyści zapewniają, że nawet z najwyższego punktu Black-Dome’a nie widać wcale, co się dzieje na Great-Eyry.
— To prawda! — wtrącił Harry Horn. — Mogę to potwierdzić na podstawie własnego doświadczenia.
— Może mgły przeszkadzały? — zauważyłem.
— Przeciwnie, pogoda była wspaniała, lecz skaliste krawędzie zasłaniały widok.
— A zatym my pierwsi dostaniemy się tam, gdzie nikt jeszcze nie dotarł? — zawołał pan Smith.
Dzisiaj jednak zdawał się być spokojnym i ponad nim nie dostrzegaliśmy ani dymu, ani płomieni.
Około piątej przybyliśmy do fermy Wildon, gdzie nas oczekiwał nocleg. Wyprzężono konie i odprowadzono do stajni. Wkrótce przy ogólnym stole zasiedliśmy do kolacji. Dzierżawca fermy zapewnił nas, że od niejakiegoś czasu na Great-Eyry panował spokój zupełny.
W nocy nic nie zakłóciło naszego spoczynku. Nazajutrz wstaliśmy o świcie.
Wysokość Great-Eyry dochodzi tysiąca ośmiuset stóp, równa się więc przeciętnej wysokości Alleganów. Przypuszczaliśmy zatym, że w kilka godzin dosięgniemy szczytu, oczywiście, o ile nie natrafimy na trudności nieoczekiwane, przepaści nie do przebycia i przeszkody, zmuszające nas
Strona:PL J Verne Król przestrzeni.djvu/29
Wygląd
Ta strona została przepisana.
