Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/318

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dobijanie się nie odpowiedziano wcale, a po wyczekaniu dopiero ktoś ze wnętrza odzywać się począł, i drzwi uchyliwszy, okryta kożuchem wyszła jakaś postać, rozglądając się w nocnym mroku. Zbliżywszy się, domyślił raczéj Czokołd Magdy niżeli ją dojrzał — ona także snadź go poznała, bo krzyknęła z razu, ale czy jéj tchu zabrakło czy odwagi, zamilkła wnet.
— Co się z Gabrysiem stało? mówże — a prędko...
Kobieta pomilczała trochę... westchnęła.
— A! panie! posadzili go do kryminału i po dziś dzień pokutuje w nim...
Dziwna rzecz, głos kobiety nie zdradzał zbytniego żalu...
— Moja Magdo — rzekł Czokołd — Bóg widzi, czuję się winnym... przebaczcie mi, zrobię co mogę, aby wam krzywdę wynagrodzić.
— Zrobicie co możecie — odpowiedziała kobieta ziewając spokojnie; ale tylko mój dobrodzieju, nie uwalniajcie go, nie uwalniajcie... niechaj go rozumu nauczą. Jam i rada, że mu się dostało... ponieśli i wilka... Może wróciwszy do domu, jak go tam robactwo nadje, poszanuje i mnie i chatę... To był łotra kawał... a no! chyba już tam wydobrzeje w biedzie...
Czokołd o mało się nie rozśmiał, choć mu na wesołość się nie zbierało; węzełek z przygotowanemi pieniędzmi wsunął w rękę Magdzie, i uspokojony na sumieniu, nie dając się zatrzymać ani zaprosić, siadł zaraz na konia, rusza-