Strona:PL JI Kraszewski Zemsta Czokołdowa.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ojciec miał z tego powodu przykrości. Z drugiéj strony był pewien, że choć przykre być mogło dawnym dziedzicom Ćwikłów odebranie im majątku, nie popełniono nic nieprawnego, żadnego gwałtu, ani nadużycia. Sprawę tę przynajmniéj zawsze w ten sposób miał przez nieboszczyka ojca sobie przedstawianą.
Jedyną pociechą w teraźniejszém strapieniu Kobylińskiego była ukochana siostra, którą tu Opatrzność na czarną zesłała godzinę. Nieszczęściem o ile stolnik usiłował ją wstrzymać, o tyle się z powrotem do domu pod tysiącem pozorów wyrywała. Z każdym dniem wyjazd jéj się przybliżał, i trzeba było najżywszych zaklęć, prośb a widoku co cierpiał poczciwy Kobyliński, aby ją tutaj powstrzymać. Wdowa czuła to dobrze, iż siebie i brata na posądzenie i języki ludzkie narażała. Nietajne było dawne przywiązanie jego do niéj, a dla bliższych, co na teraźniejsze stosunki patrzali, nie mogło też ukryć się, że w sercu Cieszyma potrzebującém przywiązać się, żyć kimś, nie znoszącém osamotnienia i sieroctwa, dawna miłość ku siostrze ciotecznéj wracała i stawała się coraz gwałtowniejszą. Walczył z nią człowiek uczciwy i szlachetny, ale tak mało umiał kryć się i udawać, natura jego tak nie znosiła kłamstwa, iż z twarzy mu najmniéj przenikliwy nawet czytać mógł co się w jego duszy działo. Marynia przeciwnie chłodniejszą wydawała się niż była w początkach, poważniejszą, smutniejszą, a choć czuła i troskliwa dla cierpiącego, okazywała mu tylko współczucie siostry, niezmiernie bacznéj na przyzwoitość i formy. Od wyjazdu pani stolnikowéj prawie nie wychodziła nigdy do pokoju sama, biorąc z sobą pod pozorem robot pannę Różę Kobylińską, daleką krewną gospodarza, od dawna tu rezydującą, ale dawniéj zupełnie z pokojów przez Teklunię wygnaną. Była to istota biedna, nie-