Strona:PL JI Kraszewski Zagroba.djvu/2

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
36

— Odczarowują się tylko zaczarowani, odparł, a ja nim nigdy nie byłem. Nie doznałem tego boleśnego wrażenia, bom z razu przeczuwał ludzi jakimi są w istocie. Istotkami drobnych rozmiarów, w których połowa złota, połowa gliny — wyjątki są tylko grubiéj złocone, a zawsze glina we środku.
Milczałem. Doktor dodał po chwili nakładając nową fajkę.
— Co mnie prawdziwie unosi, to walka tego słabego stworzenia z sobą, z bliźnimi, ze światem, z gliną własną i cudzą; gdy ta walka na myśli jakiéj pięknéj się opiéra, gdy choćby ma na celu nie objawienie bolu wewnętrznego i tortury tajemnéj. Ten chłopiec Spartańczyk, któremu ukradziony lis wyjada żywe mięso, a który nie piśnie, nie zajęczy, jest obrazem wielu wielkich ludzi, mało znanych i ocenionych, co bolejąc przez szlachetną dumę, uśmiechają się do śmierci. Nie raz bywałem świadkiem wielkich cierpień, co się heroicznie ukrywały, na których reszta ludzi ani się nawet poznała. Są to dramata tajemne, które Bóg ocenia i nadgradza gdzieindziéj.
— Pewien jestem, że masz podobny dramat w zapasie, opowiedz proszę.
— A zaraz ciekawość! — ale godziż się to opowiadać?
— Czemuż nie? — zyskujesz więcéj jednym współczuciem.