Strona:PL JI Kraszewski Wysokie progi from Kurjer Warszawski 1884 No 182a.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Musia śmiało wygłosiła to zdanie, że zwłaszcza teraz, gdy Leszczyc był chory i nie prędko mógł wyzdrowieć, p. Ewaryst hrabiemu ciągle był potrzebnym w Zakrzewie.
Matka zmierzyła ją surowem wejrzeniem, ale Musia się nie dała zastraszyć, ani zmięszała. Sędzina się zarumieniła z tłumionego gniewu.
Po obiedzie, jak zawsze, bo u hrabiego wszystko się łatwo przeradzało w nałóg i zwyczaj, powtórzyła się mała scena z talerzem, doskonale przez Parola odegrana.
Sędzina, raz rozpocząwszy pracować dla szczęścia córki, bo tak się to u niej nazywało, choć się jej nie bardzo powodziło, nie myślała wcale dać za wygraną. Był to jeden z tych charakterów, którym miłość własna nie dozwala, nawet przeważnej ustąpić sile. Nie mogła dopuścić nawet tego, ażeby się myliła i nie miała słuszności, a była przekonaną tak głęboko o swej zręczności w prowadzeniu każdego interesu, iż nie przypuszczała przegranej.
Im okoliczności składały się mniej pomyślnie, a trudności mnożyły, tem sędzina mocniej się przy swojem upierała. Córka, hrabia, Rzęcki, wszyscy jej w końcu uledz i poddać się musieli. Miała zamiar doktora Szulce skłonić, aby jej pomagał, a nawet Leszczyca, jak tylkoby wyzdrowiał. Mniej rachowała na proboszcza ks. Solinę, ale i tego zamierzała nawrócić.
Czynną więc być poczęła jak nigdy i hrabia szczególniej znalazł się oblężonym przez nią, nudnie prześladowanym, zniewolony słuchać jej teoryj małżeńskich i apologij tego stanu błogosławionego, szczególniej dla ludzi dojrzałych.
Hr. Adalberta, który lubił spokój i samotność, to natręctwo Pardwowskiej nużyło niezmiernie, ale nazbyt był delikatnym, ażeby gwałtownie mógł wystąpić i oprzeć się sędzinie. Wymykał się zręcznie, uchodził, nie zawsze umiejąc się wyśliznąć tak, aby go nie przyłapano.
Całą pociechą dla niego było teraz, że sobie w ogrodzie znalazł ulicę cienistą, zaniedbaną, trochę nawet trawą porosłą, do której nikt nie zaglądał, nikt nią nie chodził, i gdzie godzinami mógł się niewidziany, sam, przechadzać z jednym nieodstępnym Parolem. Tu, jak niegdyś w ogródku swoim w Brodnicy, rozpoczynał owe rozmowy z Parolem, w których pies mu potakująco przyszczekiwał, mógł mu rzucać kije do aportowania i rozmyślać o położeniu, które, choć coraz znośniejsze, nie mniej troskami go karmiło.
Zmęczony siadał na ławce, Parol naprzeciw niego, spoglądał ku pałacowi, którego białe ściany przez gęsto zbite gałęzie gdzieniegdzie przyświecały i wzdychając powtarzał:
— Wysokie progi na nasze nogi, nieprawdaż Parol?
Pudel nigdy nie zaniedbał potwierdzić tego aksiomatu.
Dumał chwilę i odzywał się znowu.
— Wysokie progi? — nieprawdaż Parol...
Szukano czasem hrabiego po całym dworze, po głównych alejach ogrodowych, nie mogąc go znaleźć, a on, domyślając, się, że za nim goniono, wymykał się bardzo znacznie.
Na plebanji, u Suchowskiego, w tych samotnych przechadzkach, było mu najlepiej. Godził się ze swoim losem powoli, a w głowie dojrzewała myśl trochę dziwaczna zbudowania sobie dworku z gołębnikami i podwórkiem dla kur w ogrodzie, wśród drzew starych, aby nie mieszkać w pałacu, który obudzał w nim wstręt jakiś niewypowiedziany.
Namowy sędzinej usiłującej go przekonać o konieczności ożenienia i uszczęśliwienia jakiego uboższego, ładnego, dobrego dziewczęcia, nie wiele podziałały na Adalberta, lecz nie można powiedzieć, ażeby mu nie dały do myślenia.
Niektóre argumenta, które mocniej w pamięci jego utkwiły, powtarzał sobie w ogrodowej ulicy będąc sam z Parolem, rozbierał je — i kończył zawsze na — wysokich progach i na tem, że go i djabeł nie ożeni.
Zapominał widać o przysłowiu, że gdzie on nie może, tam babę posyła, a sędzina mogła mu doskonale służyć za takiego ambasadora.
Łudziła się ona głównie tem, że hrabia coraz się spoufalając z Musią, którą jak ojciec dziecko traktował, był dla niej też codzień bardziej uprzedzającym i grzecznym.
Dogadzał jej najmniejszym zachciankom, robił prezenta z tych mnóstwa fraszek, które odziedziczył razem z pałacem, a wcale z nich nie umiał uczynić użytku.
Za każdym takim dowodem uprzejmości, sędzina mocniej w siebie wmawiała, że się w niej kochał, że był tylko nieśmiałym i że potrzeba było mu pomódz, Rzęckiego z drogi uprzątnąć, a Musię nieznacznie łagodnie nakłonić do... oddania ręki człowiekowi, który mógłby był ojcem jej się nazywać.