Strona:PL JI Kraszewski Wysokie progi from Kurjer Warszawski 1884 No 160a.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Znałeś pan dobrze nieboszczkę? — mówił hrabia...
— Dzieckiem — rzekł Suchowski - znałem jej rodziców, znałem męża... Zostawałem w ich usługach, aż do chwili, gdy mnie Bóg dotknął bezwładnością, lat temu nie więcej jak...
Tu się staruszek zawahał, a stojący zdala Brunak dodał.
— Sześć. I szepnął zaraz...
— Wszystko doskonale pamięta, tylko co się jego samego tyczy z ostatnich czasów, to pozapominał.
Suchowski nie zdawał się słyszeć tej uwagi, patrzał bardzo pilno na hrabiego, usiłował go odgadnąć...
— Nie spodziewaliście się pewnie widzieć tu tak obcego jak ja człowieka — przemówił hrabia — ale i ja sam wcale się nie spodziewałem tu znaleźć. Podkomorzyna zapewne inaczej majątkiem rozporządzić zamierzała.
Staruszek potrząsnął głową.
— Mylisz się, panie hrabio — odezwał się łagodnie — ja najlepiej wiem co miała w sercu i na myśli...
Ubolewała ona przez całe życie, że z siostrą, od której pan hrabia pochodzisz i z tą gałęzią rodziny stosunki były zerwane... chciała coś dla ubogich uczynić, ale, Bóg świadek, gdyby testament był nawet, znalazłoby się w nim, że Zakrzew dziedzicowi po siostrze miał się dostać...
Hrabia się zdumiał niezmiernie.
— To nie może być!! — zawołał.
Suchowski się uśmiechnął i rękę jedną, którą z wielką trudnością mógł poruszyć, przyłożył do piersi...
— Tak mi Boże dopomóż w ostatniej życia godzinie — rzekł — mówię czego pewien jestem! Wierzyć mi możecie. Nad grobem stojący człowiek nie kłamie, ani pochlebi... Tak było — tak było!
Nie śmiejąc mu się sprzeciwiać, hrabia zamilkł i zwrócił rozmowę.
— Szkoda — rzekł — że ostatniej woli nieboszczki nieznaleźliśmy.
— Szkoda — powtórzył Suchowski — no, i dziw wielki, bo kto tu mógł mieć w tem interes, aby zniszczyć dokument, który dla wszystkich był pożądanym!! kto?
Nagle zamilkł, spuszczając głowę...
— Przypadek może nie dał go wyszukać, a traf szczęśliwy odkryje — rzekł Adalbert...
— O! nie! — odezwał się Suchowski — nie przypadek był przyczyną, ale czyjaś niepoczciwość, dłoń mściwa...
— Czyjaż? — wtrącił hrabia.
Stary się głęboko zadumał.
— Sądzić nie godzi, ani obwiniać — rzekł wzdychając — zgadnąć bym może potrafił.
Konwulsyjnie zaczęła mu się trząść głowa i opadła na piersi, Brunak, na którego hrabia spojrzał przypadkiem, stał bardzo zmięszany, jakby się lękał o swojego staruszka.
— Nie mówcie o tem, jeśli to was porusza — zamruczał — nie mówcie. Wiecie że potem zawsze sen macie niespokojny... więc po co?
Suchowski jakby nie słyszał tej przestrogi — odwrócił się do hrabiego.
— Tak jest — rzekł głosem w którym zamiast spokoju, gniew się drżeniem zdradzał — człowiekby może odgadł te niepoczciwe ręce, które świętej nieboszczki wolę zniszczyły, ale — powiedzianoby że oskarża przez zemstę... a zemsta nie chrześcijańska rzecz i tej ja w sercu nie mam, tylko — wszelka niegodziwość mnie oburza...
Hrabia nie śmiał już pytać, a Suchowski, który dla uspokojenia się ręką mocno drżącą i niepewną krzyżyk na piersi zrobił — rzekł ciszej, odpocząwszy.
— Wiele ja hrabiemu, gdy zechcesz, powiedzieć i objaśnić mogę. Podkomorzyna, Bóg świeci nad jej duszą, dla starego swego piastuna żadnych tajemnic nie miała... Mówiła przedemną wszystko, wszystko, jak przed ojcem rodzonym, a nieraz się i spłakała biedaczka, bo w życiu wiele przecierpieć musiała...
Nie chcąc za tą pierwszą bytnością męczyć starca, w którym już tylko blady i słaby odblask życia widział, hrabia wstał wkrótce, zapytując go czyby i czego nie potrzebował, czy miał wygody, jakich wiek jego wymagał.