Strona:PL JI Kraszewski Wysokie progi from Kurjer Warszawski 1884 No 159a.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Nadzwyczaj czysto i starannie utrzymywane było to schronienie, przed którem nigdy żywej duszy, najmniejszego ruchu widać nie było. Dworek jednak zamieszkanym być musiał.
Hrabia stawał przed nim każdym razem i długo mu się przypatrywał. Jeżeli który, to ten stanowczo byłby sobie wybrał. Do plebanji i kościołka było ztąd niedaleko, wieś, karczma i gwar leżały dosyć odlegle, od dworu przestrzeń dzieliła niewielka.
Jednego dnia nad wieczór, właśnie mijał hrabia ten szczęśliwy kątek z westchnieniem, gdy u furtki prowadzącej do niego spostrzegł stojącego starego Brunaka, który z należną swej peruczce ostrożnością, zabierał się zdjąć czapkę z głowy i hrabiego pozdrowić.
— Pan tu mieszkasz? — spytał zatrzymując się hrabia.
— Tak jest, jaśnie wielmożny hrabio — odparł powoli stary oficjalista — tak jest.
— Sam?
— To jest — tego — tak jak sam, ale jest stary Suchowski, którego ja pielęgnuję — cicho odrzekł Brunak, panu hrabiemu wiadomo. Stary Suchowski.
Adalbert stał zdziwiony, gdyż nigdy dotąd o żadnym starym Suchowskim nie słyszał.
— Nie, niewiem o nim — odpowiedział hrabia — ale naprzód czapkę włóż proszę, panie Brunak.
Skłonił się stary.
— Ale jakże może być, ażeby pan graf dotąd o naszym staruszku nie słyszał.
— A no — tak jest, któż to taki? — zapytał hrabia.
Brunak potarł czoło.
— Jakby to powiedzieć — odezwał się zakłopotany. — Suchowski ma może ze sto lat, bardzo, bardzo już nieborak zgrzybiały. Oddawna już chodzić nie może, no i karmić go trzeba, bo w rękach władzy nie ma. Więc ja go tam jak umiem i mogę dozieram i żeby nie sam był siedzę przy nim.
On pono jeszcze ś. p. podkomorzynę na rękach nosił... człek leciwy... strach... a pan Bóg odjąwszy mu nogi i ręce, zostawił go łaską swoją przy zupełnie zdrowych zmysłach. Pamięć osobliwa.
Hrabia słuchał z uwagą.
Odwiedzić go nie można? — zapytał.
Brunak się poruszył żywiej niż był zwykł.
— Pan Graf nie potrzebuje naturalnie prosić o pozwolenie — rzekł zakłopotany — ale że to jest człowiek tak sędziwy, a do samotności nawykły... gdyby mu wprzód oznajmić...
To mówiąc Brunak zwolna uchylił furtkę.
— Bądź pan łaskaw — odezwał się hrabia — oznajm mu, że ja go chcę odwiedzić. Jeżeli się nie czuje na siłach, przyjdę innym razem.
Brunak ujęty tą powolnością pana pośpieszył do dworku, a hrabia z Parolem zostali pod lipami w alei. Upłynęło prawie ćwierć godziny nim Brunak powrócił dysząc, otworzył furtkę i zaprosił hrabiego, który wszedłszy Parola w ganku z czapką swoją zostawił, nakazując mu jej pilnować, a sam na prawo wprowadzony, wszedł do obszernej izby, otaczającemi drzewami przyciemnionej.
Nie prędko oczy oswoiwszy się z tym mrokiem mogły rozpoznać wnętrze. Pokój był jak cela klasztorna cały obrazami i obrazkami, krzyżami, godłami pobożnemi przyozdobiony. U drzwi wisiała kropielnica.
W jednym końcu stało łoże zasłane czysto, pod oknem duży stół, na którym krucyfiks, książki do nabożeństwa i różaniec na nich widać było.
Pomiędzy łożem a stołem, na szerokiem krześle z kółkami, ostawiony poduszkami siedział blady, wyżółkły, wychudły nadzwyczajnie, z głową pokrytą czapeczką czarną starzec.
Twarz jego mimo marszczek, które ją okrywały, pomimo lat co się wypiętnowały na niej, miała rysy piękne i szlachetnego wyrazu.
Błogi spokój był na niej rozlany, oczy tylko świeciły rozbudzonem w tej chwili życiem.
Okryty kołdrami, z pod których tylko ręce białe widać było przebierające konwulsyjnemi ruchy różaniec. Suchowski od wejścia do pokoju hrabiego, który się do niego zbliżał wolnemi krokami, oka i z niego nie spuszczał.
Brunak tymczasem krzesło przysuwał, na którem hrabia miał usiąść przy staruszku...
Głos, którym Suchowski z uroczystością jakąś pozdrowił nadchodzącego brzmiał wprawdzie słabo, był drżący, ale wymowa wyraźna — nie zdradzała żadnego wewnętrznego poruszenia.
— Witam was, witam, panie nowy — mówił powoli — a dziękuję żeście starca, który już na tym świecie gościem, nikomu na nic nieprzydatnym, odwiedzić raczyli...
— Bóg zapłać wam.
Hrabia zbliżył się z pewnem poszanowaniem i usiadł ostrożnie.
Twarz starca z trudnością ruchu widoczną, zwróciła się ku niemu.
Badał go pilno oczyma...
— Dawne dzieje musisz waćpan pamiętać — odezwał się gość.
— Tak jest, dawne bardzo, takie, o których ludzie zapomnieli... — począł mówić stary, coraz wyraźniej i śmielej. — Z mojego pokolenia pozostałem na ziemi tak jak sam, a Bóg mi odjął nawet władzę poruszania się... patrzę już tylko i słucham.