Strona:PL JI Kraszewski Wysokie progi from Kurjer Warszawski 1884 No 155a.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Rozmowa nie była wielce urozmaiconą, gdyż Adalbertowi motywów do niej brakło. Trzeciego czy czwartego dnia zaczął mówić o kurach, o których Musia zaręczała, że je także pasjami lubiła. Nie koniecznie brać to była potrzeba ściśle, gdyż drób dotąd był jej dosyć obojętnym, ale biedaczce szło o to, aby sobie pozyskać hrabiego.
Ten za przedmiot główny — gołębie i kury nie wychodził prawie w rozmowach z Musią — ale gdy ona coś wtrąciła nowego nie gniewał się.
Dziwnym sposobem często trafiało się jej, że mówiąc o podkomorzynie, o przeszłości jakoś ciągle miała na języczku Rzęckiego. A gdy jego wspominała hrabia się dobrodusznie przypatrywał jej rumieńcowi i uśmiechał się nieznacznie.
Przyszło do tego, że raz trafem, czy umyślnie? hrabia idąc do swoich gołębi na drodze spotkał pana Ewarysta, stanął i zaczepił go.
— Cóż, waćpan nie lubisz gołębi — zapytał.
— Jakto? proszę jaśnie pana — odparł żwawo Rzęcki — i owszem, lubię bardzo.
— A nigdy nie przyjdziesz ich zobaczyć!
— Nie śmiem panu hrabiemu się narzucać — rzekł Rzęcki.
— Przecież ja nikomu nie bronię — zawołał hrabia — panna sędzianka prawie codzień je karmi. — Chodź waćpan za mną.
Gdy hrabia, zamiast sam przyjść z Rzęckim się razem pokazał, Musia zapłonęła cała jak wiśnia.
Posądziła p. Ewarysta, że on się niezręcznie a samowolnie tu wciskał i trochę się pogniewała w duchu, ale hrabia ją wywiódł zaraz z błędu, oświadczając, że na drodze spotkał p. Ewarysta i zabrał go z sobą.
Tego dnia hr. Adalbert był w humorze najlepszym, co wpłynęło nietylko na usposobienie Musi i Ewarysta, ale nawet Parolowi dodało odwagi, tak, że więcej sobie trochę pozwalał i gołębie mimowolnie płoszył, co mu surowo naganionem zostało i musiał się u nogi położyć.
Wszyscy tego ranka byli jacyś rozochoceni i szczęśliwi, a hrabia żywiej się poruszał i mówił więcej niż zazwyczaj. Musia szła za jego przykładem i paplała. Ewaryst śmielej chodził i obracał się. Hrabia co spojrzał na swe towarzystwo, to mu się poczciwa twarz jego rozjaśniała.
Cóż on na świecie więcej miał do robienia nad to, by się do szczęścia drugich przyczynić? Zdawało mu się to najlepszym celem, najpożądańszem zajęciem.
Dla siebie potrzebował bardzo mało — ale biednym, młodym, jak mu się zdawało słusznie, zakochanym, podać rękę, ich nadzieje ziścić, patrzeć potem na życie uśmiechające się tym dwu rozkwitającym młodościom... to mogło zapłacić za postradany spokój i opuszczony dworek w Brodnicy.
Zakrzew zaczął mu się teraz mniej wydawać nieznośnym, a że pałacu nie lubił, bo mu tam było za przestrono i za pańsko, rozglądać się chciał zawczasu, gdyby go okoliczności pozostać tu zmusiły, za jakim dworkiem, za jaką pustelnią, któraby mu jego brodnicką przypominała.
Zdobył się na odwagę powiedzenia sobie, że jużci miał prawo wedle swego smaku i nawyknienia urządzić się na tem wygnaniu.
Leszczyca długo nie było z powrotem, a choć hrabia za nim nie tęsknił, korciło go co też ów za osobliwe gołębie przywieźć może?... Oprócz tego zręczny pochlebca napomknął, iż wiedział w dobrach hrabiów zamojskich o jednym folwarku, na którym piękne gatunki kur hodowano, i zamierzał tam wstąpić czyby nie udało mu się kwoczki i kogucika nabyć. Adalbert mu to bardzo pochwalił miał teraz nadzieję, że oprócz gołębi, przybędzie więcej może coś jeszcze na jego pociechę.
Z powodu nieobecności łowczego, i oczekiwania, parę razy jakoś go wspomniał hrabia.
Musia, która się coraz bardziej emancypowała, złośliwie a nie zbyt zręcznie spytała, czy za nim hrabia nie tęsknił?
— Za nim — rozśmiał się Adalbert — o! nie. Mógłby sobie zostać i dłużej, byle furę z ptactwem wyprawił.
— Ale o lasy może się pan hrabia obawia? — poprawiło się dziewczę.
— O lasy? — ruszył ramionami hrabia. — Gdybym się lękał, tobym p. Ewarysta prosił, aby je objechał.
— Hrabia może rozkazać — przerwała Musia.
— Ani kazać, ani prosić nie chcę, bo nie sądzę, aby tego była potrzeba — rzekł Adalbert — a wolę mieć pana Rzęckiego przy sobie pod ręką...
Ewaryst przyszedł dziękując, pocałować go w ramię, a hrabia pośpieszył serdecznie ścisnąć mu rękę.
Tak codzień prawie zbliżali się do tego, długo za strasznego i niedostępnego uważanego hrabiego, który się okazywał coraz łagodniejszym i powolniejszym...
Musia przybiegała do matki z tych przechadzek, rzucała się jej na szyję, chwaliła się, śmiała, klaskała w dłonie, a czasem na świadectwo przyprowadzała z sobą p. Ewarysta, który potwierdzał najuroczyściej każde słowo Musi.