Strona:PL JI Kraszewski Wysokie progi from Kurjer Warszawski 1884 No 150a.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Z ludzi najsympatyczniejszego chciał sobie przybrać do poufnych posług Rzęckiego a czasem i zręcznym się posłużyć Leszczycem, choć go nie lubił. Brunak stary miał mu dostarczać wiadomości o stanie przeszłym Zakrzewa, proboszcz być doradcą w sprawach z rodziną... Dom mogła jak dawniej utrzymać panna Felicja, pod kierunkiem łowczynej.
Tego dnia hrabia ciągle krążąc po ogrodzie, znalazł w nim, niedaleko od pałacu stosowne miejsce do hodowli kur i gołębi... Była to przy oranżerjach przyczepiona mała opuszczona wieżyczka, którą niegdyś podkomorzyna, będąc ruchawszą i zdrowszą, dla pięknego widoku na okolicę zbudować kazała. Później nieboszczka, gdy chodzić nie mogła, zapomiała o niej. Mogła wybornie służyć za gołębnik, a od inspektów i oranżerji oddzielony kawałek ogrodu, do hodowli ptactwa doskonale się nadawał.
Mruczał na to i protestował ogrodnik, ale poddać się musiał.
Pierwsze dni po odjeździe Albina upłynęły w samotności na przechadzkach z Parolem, na krótkich rozmowach z Rzęckim, na czytaniu ale z roztargnieniem tysiąca nocy. Pierwszy raz w życiu, on co je czytywał od lat wielu, znajdować zaczął opowiadania te jakby już... znanemi sobie i jednostajnemi.
Ponieważ Leszczyc się narzucił do urządzenia gołębnika — hrabia mu je zlecił.
Sędzina wybierając się odjeżdżać, zwlekała ciągle z opuszczeniem Zakrzewa. Panie te rzadko i na krótko się spotykały z hrabią, ale matka nawet dostrzegła że dla Musi był grzecznym i uśmiechał się jej przyjaźnie. Nie było w tem galanterji żadnej, coś raczej ojcowskiego i opiekuńczego, a jednak sędzina powiedziała sobie:
— A nużby?
Hrabia był niemłody, nie piękny, trochę dziki, ale tyle miał za sobą! Serce jej macierzyńskie karmiło się sofizmami, aby szczęście córki możebnem uczynić w myśli, w połączeniu z tą starą niepozorną karykaturą.
Ale córce nie dała poznać, że marzenie to się w jej umyśle zrodziło. Musia, co matka dobrze uważała, nie miała też wstrętu do hrabiego i owszem, śmiało i sympatycznie się z nim obchodziła, daleko milej na niego spoglądając, niż na wstrętnego Leszczyca, który, raz się wkradłszy do oficyny, nieustannie się tu narzucał.
Musia grymasiła, wynajdując rozmaite powody do pozbycia się leśniczego.
— Mamcia — mruczała — ośmiela tego nieznośnego Leszczyca, a on się tu nieustannie włóczy i takie zawsze z sobą przynosi zapachy, to stajenne, to jakiejś stęchlizny, to starej pomady, że mnie nudności porywają.
Matka kładła palec na ustach.
— Pieszczoszko ty... — szeptała — jest w łaskach u hrabiego.
— Chwali się, nieprawda — zaprzeczało dziewczę — hrabia jest nadto przeciwny, ażeby nie czuł że ten Leszczyc...
— Ale, cichoż!
— A co się tyczy hrabiego — dodała Musia — słowo daję mamie, ja sobie sama bym z nim radę dała, bez pomocy niczyjej.
Sędzina, jakkolwiek wielkie miała o zdolnościach córki wyobrażenie, nie mogła przypuścić nawet, aby to dziecko na tak zuchwały czyn porwać się mogło...
Rozśmiała się i przeżegnała.
Musia osobliwszą zrobiła minkę.
— Niech mamcia wierzy — rzekła — że ja ani się go boję, ani wątpię, że do niego się zbliżyć można, nie potrzebując drabiny pana Leszczyca.
— Leszczyc w tobie zakochany — dodała matka — no i z biedy, wiesz, ma za co kupić cząstkę lub wziąć dzierżawę.
— A! niechże kupuje i bierze — przerwała Musia — byłe bez nas... To okropny człowiek!
A po chwili dodała dla matki.
— Jeden taki oficjalista!
Sędzina szepnęła:
— A Rzęcki?
Musia się zarumieniła i odparła.
— O! to wcale co innego!
W kilka dni potem Musia, którą Rzęcki zawiadamiał o wszystkiem co się we dworze działo, wybrała się rano do ogrodu.
Dawano jej zupełną swobodę, matka bardzo zresztą troskliwa, miała taką wiarę w jej rozum i serce, że się nic o nią nie obawiała.
Wychowana przy matce, która nadzwyczaj wiele papląc, więcej zawsze mówiła niż było potrzeba przy dziecku, przedwcześnie dojrzała, ale się nie zepsuła. Pieszczoty matki, poczucie własnej siły czyniły ją zuchwałą, a śmiałość rzadko w życiu szkodzi.
Przechadzki Musi do ogrodu zeszły się dziwnie z fundacją gołębnika przy inspektach. Hrabia codzień także zrana tu pośpieszał, godzinami nowych swych wychowańców karmił, poił i pilnował robotników, którzy budowali klatki dla każdej pary osobne, ze wszystkiemi możliwemi wygódkami i zabezpieczeniami.