Strona:PL JI Kraszewski Wysokie progi from Kurjer Warszawski 1884 No 136b 2.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Jego ekscelencja przykładał niekiedy do oka lornetkę i z szyderskim półuśmiechem przypatrywał się oryginałom, które wcale innemi typy się odznaczały niż widywane na lwowskim bruku.
Gdy kolej przyszła na Augusta Feliksa, miał i on to szczęście przez dobry kwandrans sobą zajmować hrabiego, zapewniając go, że u niego honor przedewszystkiem i że może być zbawcą ludzkości. Jego ekscelencja, gdy skończył wypuściła z ręki skierowaną ku niemu lornetkę, popatrzyła i milcząc poszła dalej.
Dziedzic, gospodarz hr. Adalbert tak nadzwyczaj malał i zacierał się przy dostojnym kuzynie, iż klijenci nawet mniej na niego oczy zwracali.
Każdy czuł, że nowo przybyły, głowa rodu, będzie stanowił o wszystkiem. Adalbertowi teraz było niewypowiedzianie lekko; oddychał, mając na kogo zwalić cały ciężar interesów, decyzję, kierunek.
W czasie długiego i wystawnego obiadu, rozmowa, którą familja zmuszoną była prawie sama między sobą prowadzić, przerywana to głośno, to cicho, nigdy w ogólną nie przeszła. Hr. Albin nie mieszał się do niej, a do Adalberta mówił po cichu, ten zaś nie będąc zmuszony się odzywać, głową tylko potrząsał.
Gdy tak nikogo dłuższą pogadanką nie raczył zaszczycić hrabia z za kordonu, jakby na złość i przekorę wszystkim, powołał do swojego krzesła kamerdynera Sokalskiego i z nim przez dobry kwadrans półgłosem rozmawiał.
Po obiedzie, gdy wszyscy wstali, śmielej ten i ów, szczególnie senator Florjan przypuszczał atak do ekscelencji, ale ani szampańskie wino, ani likwory nie zmieniły jego usposobienia — ignorował w sposób najwzgardliwszy zbliżających się, odwracając się od nich.
Przestrach i oburzenie objęły wszystkich!
Wieczorem hrabiowie oba zamknęli się z sobą dla narady i na herbatę nie przyszli. Rodzina traktowana tak bezwzględnie w najwyższym stopniu przerażoną była.
W czasie herbaty, łowczyna Fryczewska, której o tem dał znać Sokalski, oświadczyła członkom rodziny, iż hrabia Albin, wraz z dziedzicem rano, po dziesiątej, dadzą posłuchanie tym, którzy coś mieli im do zakomunikowania.
Łatwo się domyśleć było, że tu losy wszystkich stanowczo rozstrzygnąć się miały.
Od dziesiątej w salonie się zaczęto gromadzić, każdy z przygotowaną mówką, pro domo sua.
W kwadrans po dziesiątej hrabia Albin znowu prowadząc, a raczej wlokąc za sobą kuzyna Adalberta, majestatycznie wszedł do salonu.
Sędzina Pardwowska bardzo życzyła, ufając swej wymowie, zabrać głos najpierwsza, ale senator Florjan ani słuchać o tem nie chciał. Wysforował się naprzód i palnął bałamutne, poplątane jakieś exordium, w którem wyraził, że przybycie rodziny do dziedzica, szczególniej złożenie mu uszanowania miało na celu, nie wątpił bowiem nikt, że spadkobierca nieboszczki, dowiedziawszy się o intencjach dla familij, postara się wolę jej spełnić itd.
Hr. Albin wysłuchał perory z roztargnieniem i nie dając mówić już nikomu, głos zabrał, w imieniu kuzyna, którego był, jak się wyraził, dawniej opiekunem i miał dlań uczucie ojcowskie.
— Bardzo nam obu przyjemnie jest — ciągnął dalej — oglądać tu i poznawać powinowatych nieboszczki pani podkomorzynej.
Mój kuzyn i ja za tę atencję jesteśmy wdzięczni, ale — co się tyczy woli nieboszczki — której domyślać się tylko możemy, rzeczy stoją inaczej.
Faktem jest, iż testamentu, który miał być — nie ma, a pogłoski o nim są tylko pogłoskami, które nawet nie wszystkie z sobą być mogą zgodne... Ś. p. podkomorzyna mogła za życia swego rozporządzać majątkiem wedle upodobania, dziś on z prawa się dostał hr. Adalbertowi, który do niczego absolutnie obowiązanym nie jest.
Niechcemy nadaremnych żywić złudzeń.
Sędzinie krew uderzyła do głowy.
— Przepraszam pana hrabiego — wtrąciła rezolutnie — testament nie jest pogłoską i nieboszczka mówiła o nim jako o rzeczy dokonanej i wiadomo nawet co komu przeznaczała.
Głosu jej zabrakło, zakrztusiła się.
— Prosimy o ten testament — odparł zimno hr. Albert — gdzież się on podział?
— Choćby go nawet nie było — zawołała sędzina — delikatność i szlachetność przemawiają za tem, aby w myśl jego coś uczynić.
Hr. Albin się uśmiechnął.
— Toby znaczyło podzielić i rozproszyć majętność spadkową — rzekł — do czego nawet, starym obyczajem, hr. Adalbert prawa niema. Powinien ją całą przekazać rodzinie swej, nie zgadza się zaś z uczuciem godności członków familji, aby przyjmowali podarki...