Strona:PL JI Kraszewski Wysokie progi from Kurjer Warszawski 1884 No 105a 2.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

posługi i ruchu około siebie — rezydentów i protegowanych liczbę w ostatnich latach ogromnie zwiększyły.
Każdemu z tych faworytów, faworytek zdawało się, że miał największe prawo do wyposażenia, do indemnizacji za nadzieje spełzło na niczem.
Gdy się to gotowało zdala, w Zakrzewie staruszka łowczyna Fryczewska, która się ztąd ruszać nie myślała, ani miała dokąd — siedziała spokojnie z panną Felicją, w przekonaniu, że graf, znając jej położenie, wyrugować jej niezechce.
Fryczewska dopóki jej siły starczyły, wyręczała podkomorzynę, była jej prawą ręką, o wszystkiem co się tyczyło interesów była najlepiej uwiadomioną. Skutkiem długoletniego związku ze swą dobrodziejką, przejęła jej obyczaje, myśli, sposób życia, do tego stopnia, że ją za żywy wizerunek nieboszczki wziąć było można.
Obezwładniona, jak ona, przez cierpienie reumatyzmowe i astmę — od lat kilku siedziała w krześle, prawie się nie ruszając z niego, z pończochą w ręku, z twarzą białą chusteczką obwiązaną, zawsze czyściutko ubrana, mając przy sobie na stoliczku książkę do nabożeństwa z okularami. Modliła się, bawiła drutami i słuchała raportów panny Felicji.
Wiek i cierpienie dawną żywość umysłu odebrały Fryczewskiej, ale jej pozostała pamięć doskonała, sąd o ludziach zdrowy choć bardzo pobłażający i powaga matrony...
Hrabia, którego proboszcz objaśnił o pozycji jaką tu łowczyna zajmowała — po naradzie z Sokalskim, nietylko ją odwiedził pierwszy, ale wielkie okazywał uszanowanie.
Od pierwszego dnia czekała na to staruszka, sądząc, że się to jej należało. Zwłoka mocno ją dotknęła. Spłakała się po cichu, czując się na łasce hrabiego.
Panna Felicja już się gotowała wybuchnąć, czając krzywdę wyrządzoną cioci, z powodu, że się jej hrabia nie pośpieszył politować, ale wszystko naprawiła zapowiedziana wizyta...
Sokalski oznajmując o niej, dodał zręcznie, że pan jego musiał się wprzódy rozsłuchać, wcale nie znając stosunków.
Fryczewska od bardzo dawna zajmowała w odległym końcu pałacu apartamencik prawie tak wygodnie, dodatnio i ładnie urządzony, jak samej podkomorzynej. Można się tu było sądzić w dostatnim domu szlacheckim, nie u zarządzającego dworem.
Łowczyna przyjmowała w swym saloniku gości, około niej grupowała się rodzina, rezydenci, oficjaliści; wszystko co się pani zalecić pragnęło. Bez jej protekcji nic się nie robiło, a przynajmniej bez jej wiadomości — podkomorzyna albo przez cały szereg pokojów kazała się do niej przenosić, lub łowczyna, z pomocą sługi i panny Felicji, przychodziła do niej.
O tem wszystkiem proboszcz zawiadomił hrabiego, a Sokalski zbierający plotki gdzie tylko mógł, potwierdził wiadomość...
Hrabia natychmiast postanowił odwiedzić starą Fryczewską i pragnął z nią najlepsze zawiązać stosunki. Zapewnił proboszcza, iż będzie mogła pozostać spokojnie w dawnych prerogatywach, co i Sokalski uznawał właściwem... Zakrzew nie mógł przyjść bez pewnych ciężarów — na to się gotować zawczasu musiał nawet hr. Albin.
Wszedłszy do starej łowczynej, która wiele miała w obejściu się dystynkcji i powagę swą umiała utrzymać godnie — hrabia uczuł się maleńkim, biednym, zakłopotanym, tak jakby on od niej, a nie ona od niego zależną była.
Łowczyna wcześnie się przygotowała z tem co mówić mu miała. Ze łzami w oczach odmalowała nieboszczkę, pożycie z nią swoje, miłość jaka je łączyła, od dzieciństwa, sławiła jej serce i cnoty, a w końcu rozpłakała się, rozrzewniła... i musiała zamilknąć łkając...
Hrabia milcząc słuchał z pokorą niemal... Nakoniec Fryczewska ochłonąwszy z żalu, nie odkładając sprawy o którą jej najwięcej chodziło — odezwała się do hrabiego.
— Poczciwa moja, święta Leosia, nie potrafiła podobno zrobić żadnego rozporządzenia — czy też — Bóg jeden wie co się z niem stało... Wszyscyśmy sądzili, że oddawna było podpisane.
Blisko osiemdziesiąt letnia, jestem teraz na łasce pana hrabiego... ale się nie trwożę. Choć żadnego nie mam prawa tu pozostać, nie może to być abyś mnie wyrzucił.