Strona:PL JI Kraszewski Wysokie progi from Kurjer Warszawski 1884 No 100a 1.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Sokalski dumał, ale zgryziony i zafrasowany — trzymał w ręku papieru szczątki i z niemi, powoli je zwijając, zaczął się zbliżać ku piecowi.
— Co ty myślisz! — podchwycił hrabia niespokojne podchodząc.
— A cóż mam myśleć! — zawołał Sokalski — musiałem wam to pokazać, ale trzymać i chować tych niedopałków niema potrzeby... Należy je zniszczyć, oczywista rzecz... W naszych rękach, licho wie jakie podejrzenie by mogło ściągnąć.
— Czekaj! czekajże! — wyciągając rękę począł Adelbert, pośpiesznie — idąc za nim. Daj mi to zaraz — proszę... — oddaj mi te papiery... proszę bardzo...
Sokalski się wahał, hrabia stanowczo nalegał.
— Na cóż to hrabiemu? — spytał... kamerdyner.
— Na wszelki, nieprzewidziany wypadek chce to zachować — rzekł śmiało hrabia — Nie pytaj dla czego, muszę zachować..
— Niech się hrabia zastanowi, czy to właściwe? — zaczął Sokalski nie oddając papierów, które ściskał w ręku... Ja — nie radzę — Pan hrabia wie, że J. Ekscelencja dodał mnie jemu do rady i pomocy... Pan hrabia jesteś — niedoświadczony, nie zawsze szczęśliwy w tem co postanowisz... — Otóż ja, jestem za tem aby szpargały te zniszczyć — Znajdzie kto potem je u pana, oczywista rzecz pomyślą że myśmy testament zniszczyli.
Gdy Sokalski mówił to, hr. Adelbert ciągle trzymał rękę wyciągniętą — oczekując na oddanie papierów.
— Wiem doskonale co robię, proszę abyście mi to oddali — natychmiast.
Na tak mocno wyrażoną wolę hrabiego, Sokalski musiał odpowiedzeeć, zastosowując się do niej.
Oddał papiery, choć niechętnie.
Hrabia pochwycił te szczątki, ułożył je starannie, podszedł z niemi do stolika, na którym stał cały przyrząd do pisania — wsunął je w kopertę, zapieczętował nic nie mówiąc, na wierzchu datę położył, i — zamknął do pugilaresu...
Sokalski patrzał zniechęcony.
— No — rzekł — ja umywam ręce... Jak sobie kto pościele tak się wyśpi — dodał poufale. — Rób pan jak mu się zdaje — ale po co to chować, nierozumiem — bo nic z tego zrobić nie można...
— Na wszelki wypadek! na wszelki wypadek! — odparł hrabia, który spokojnie, otarłszy czoło poszedł zająć miejsce na krześle.
Sokalski obejrzał się także, znalazł stołek przy drzwiach, i z kwaśną miną, nie pytając o pozwolenie — usiadł także.
Oba sobie w oczy spoglądali, ale wejrzenie hrabiego było spokojne, Sokalskiego chmurne.
— Otóż tedy, mamy już jedno słowo zagadki — począł stłumionym głosem kamerdyner, tym zawsze nieco wyszukanym stylem, w którym dawało się czuć wcale niepospolite wykształcenie — na jakiem hrabiemu zbywało — testament więc w istocie istniał, znalazł się ktoś co miał w tem interes aby go zniszczyć — niepojęta rzecz! kto! dla czego? — Widocznie schwycił go i spalił... a że w takich razach zawsze ślady wszelkie zatrzeć trudno — i jakaś nieopatrzność się popełnia... Opatrzność zachowała kopertę...
Hrabia nie zbyt uważnie słuchając, patrzał za okno...
— Ba! ba! odparł po przestanku... To dopiero początek... Testament jeszcze się może gdzie ukrywa, albo znaleźć się mogą jego świadkowie — może wreszcie odkryje się gdzie w śmieciach tak samo kopja!
Zatarł ręce raźnie i niemal wesoło...
— Nie mogło mnie nic spotkać szczęśliwszego! — rzekł — mam nadzieję, że sprawę sprowadzę do dobrego końca...
Mnie osobiście sukcesja wcale nie jest potrzebną! Po co mi ona do kaduka! chyba abym się zagryzł kłopotami!
Mam lat blisko pięćdziesięciu, chodziłem długo w nieciekawych butach i dobrze mi z tem było... Hrabstwo schowawszy do kieszeni nabrałem smaku do spokoju i życia w kątku błogosławionym, które mi hr. Albin zapewnił! Na co mi te miljony i pałace?
Mówiąc to wpatrzył się w siedzącego naprzeciw Parola i wprost odezwał dobrodusznie do niego:
— Nieprawdaż, Parol? ho?
Uradowany tą interpelacją pies, szczeknął wesoło. Hrabia się rozśmiał.
Sokalski się zmarszczył i skrzywił, — był zgorszony.