Strona:PL JI Kraszewski Wysokie progi from Kurjer Warszawski 1884 No 096a.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

W części tej pielgrzymki po pałacu, towarzyszyła także dziedzicowi panna Felicja z kluczami od szaf i komód, przybrawszy minę tembardziej pańską i dystyngowaną, im skromny hrabia mniej się pozornym wydawał. Ubrała się umyślnie dla niego nie jaskrawo, ale bardzo starannie i smakownie, dla okazania na jakiej stopie była w tym domu i pozostać się spodziewała, dając uczuć przy objaśnieniach, że się nie uważała za sługę.
Hrabia wyzywany na dłuższe odpowiedzi zachował się nader dyskretnie, mówił mało i wołał słuchać, nie objawiając swego zdania. Kiedy niekiedy zwracał badające wejrzenie na kamerdynera, porozumiewał się z nim oczyma milcząco i kroczył dalej.
Chociaż niebadana o to, panna Felicja miała sobie za obowiązek wiele mówić o nieboszczce, jej dobroci, trybie życia, dobroczynności dla rodziny i domowników — ale jakie tem wrażenie uczyniła na hrabi, nie wiedziała sama...
Sokalski więcej daleko okazywał zajęcia, ciekawości i ożywienia, a Parol, choć ostrożnie po kątach sznurkował.
Przy końcu tej wędrówki, hrabia, słysząc wymienione nazwiska Rzęckiego i Leszczyca — rzucił nieśmiałe pytanie, jakby o nich pragnął się objaśnić nieco.
— Możeby — dodał górnym stylem swym Sokalski — możeby pani była łaskawa o tych dwóch osobistościach cokolwiek panu hrabiemu powiedzieć. — Oba podobno mieli być w łaskach u nieboszczki, a Rzęcki jej wychowańcem...
Panna Felicja bardzo sobie życzyła stać się potrzebną i zbliżyć poufałej do hrabiego, choćby nawet za pośrednictwem Sokalskiego, którego jednak jako człowieka pośledniej kondycji uważała. Na rzucone pytanie chciała odpowiedzieć wyczerpująco, lecz, co do pana Ewarysta — zachodziły okoliczności, które pannie, choć dojrzałej, utrudniały powtórzenie legendy, chodzącej po świecie o... pochodzeniu jego.
Przyczyny dla której ś. p. podkomorzyna tak się opiekowała opiekowała Ewarystem, z twarzy nieboszczyka syna jej przypominającym — nie mogła panna Felicja otwarcie objawić.
Zakłopotała się tem nieco. — Możeby w ostatku jednemu z dwóch na osobności coś mogła o tem napomknąć, przy nich obu jakoś jej to przez usta przejść nie chciało.
— Co do Ewarysta Rzęckiego — przebąknęła — jakim sposobem dostał się na opiekę ś. p. pani, nie wiem dokładnie, bo mnie tu wówczas niebyło. — Może dla tego stał się jej miłym i przywiązała się do niego, że go od dziecka pielęgnowała. — Sierotą jest, rodzina mu wymarła, o ile wiem, majątku też nie ma żadnego. Chłopak jest zdolny, pracowity, uczciwy. — Wszyscy go tu lubili... Zajęcia oznaczonego nie miał, ale gdzie go nieboszczka użyła, wszędzie się umiał znaleźć dobrze.
— A Leszczyc? — podchwycił Sokalski z uśmieszkiem nieco złośliwym.
Pierwsza odpowiedź panny Felicji zawarta została w bardzo znaczącem wejrzeniu.
— O panu Leszczycu, doprawdy, jeszcze mniej chyba powiedzieć potrafię — odezwała się, kluczyki przebierając. — Trzymał się on zawsze zdala od nas wszystkich, jak to mówią z swoim dworem, robił wszystko na swoją rękę — a o nas niewiele się troszczył. Pani podkomorzynie czasem bywał potrzebnym, musiała się i nim posługiwać, a przypochlebić się umiał.
Nasza dobrodziejka była aż nadto pobłażliwą dla każdego, więc i jemu wstrętu nie okazywała.
My tu wszyscy od niego staliśmy zdaleka, a on się też zbliżać nie myślał. — Dość długo żyliśmy razem, a mało się znamy.
Hrabia i kamerdyner nieznacznie spojrzeli po sobie. Pierwszy zaczął obracać językiem w ustach i poruszać wargami, jakby się zbierał coś powiedzieć — ale popatrzywszy na Sokalskiego, mruknął na niego i ten wyręczył pana.