Strona:PL JI Kraszewski Wysokie progi from Kurjer Warszawski 1884 No 080a 2.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Poszedł do gołębi, — ale nie zabawił z niemi, tak mu dolegała myśl, że je porzucić będzie musiał.
Pił swoją kawę, gdy wesołe szczekanie psa oznajmiło mu kogoś znajomego przychodzącego.
Był to Sokalski — dobrze w istocie znajomy oddawna Adalbertowi, ale tylko zdaleka. Chociaż kamerdyner oceniał wielce skromnego kuzyna swojego pana, spoglądał na niego trochę z góry, jak na ubogiego w duchu. Adalbert ile razy trzeba mu coś było wyrobić u hr. Albina uciekał się do pośrednictwa Sokalskiego.
Tym razem postawa, przywitanie, mina przybywającego zdradzały, że się położenie zmieniło. Wpadł do dworku śmiało, ale z pewnem pohamowaniem i zaczął od powinszowania panu hrabiemu.
Tytuł ten wywołał uśmiech ironiczny w biednej ofierze.
Poprosił siedzieć gościa, który opodal trochę zajął miejsce...
— Jego ekscelencja, rzekł, życzy sobie abym hrabiemu towarzyszył, miło mi będzie służyć, chociaż w istocie nie wiem, czy będę tak dalece potrzebnym i czy się na co przydać mogę!
Sokalski, który czytał wiele, wyrażał się zwykle stylem nieco wyszukanym i słowy dobranemi.
— A! panie Sokalski, przerwał mu Adalbert — szczerze ci powiem, że bez ciebie jechać bym się nie odważył. Znasz mnie, po co tu obwijać w bawełnę — świata, zwyczajów, ludzi nie znam, — wiesz jak żyłem, i że do tej zmiany wcale przygotowany nie jestem, a — Bóg widzi nietylko jej nie pragnę — ale bym się od niej odkupił!
Kamerdyner rozśmiał się.
— No — no, rzekł uspokajająco — wszystko się to, spodziewam, tak ułoży, iż pan hrabia z losem się swym pojednasz, ale — ja tu przyszedłem dla porozumienia się co do wyjazdu.
— Hr. Albin nagli — musimy wyruszyć jutro... Powóz kazałem przygotować, tłumoki.
— A cóż ja w nie zapakuję? — zapytał Adalbert.
— Na to wszystko poradzimy — odparł kamerdyner, hr. Albin ze Lwowa przywiózł co potrzeba...
W tej chwili oczy Adalberta padły na Parola, który siedział przy nim i głowę położył na jego kolanie. Był to sposób dopominania się cukru... i bułki z resztką śmietanki. Widok psa poruszył go...
— A! panie Sokalski — zawołał — nie wiem, słowo daję, czy się to godzi z mojem położeniem, abym biednego Parola wziął z sobą — a on bezemnie, ja bez niego... niemogę być. — Psisko się tu zamęczy i zdechnie.
— Ale, nie wiem dlaczegobyśmy go nie mieli za brać z sobą — odezwał się Sokalski.
Parol zaszczekał, jak gdyby rozumiał, a Adalbert się rozśmiał i oczyma podziękował mentorowi.
— Pan hrabia byłeś i jesteś nawykłym do bardzo prostego trybu życia — dodał Sokalski, wielkie to szczęście dla człowieka — i ja tego panu zazdroszczę, bom się popsuł przy J. Ekscelencij — ale teraz — po trzeba będzie dla oczu ludzkich zmienić te nawyknienia, tak jak wiele starych zwyczajów.
Hrabia możesz być nieco ekscentrycznym, lecz niemniej, hrabią zawsze musisz pozostać. Z czasem się do wszystkiego nawyka.
— Tak — szepnął Adalbert — ale nie w moim wieku.
— Hrabia odmłodnieć musisz — rzekł wesoło kamerdyner, usiłując dodać męztwa nieszczęśliwemu spadkobiercy. — Trochę się opuściło dobrowolnie, a teraz trzeba będzie odżywić — zobaczysz hrabia, że to przyjdzie łatwiej niż się zdaje.
— Bardzo wątpię — odezwał się cicho Adalbert głowę spuszczając — iż gdyby nie Albin...
Niedokończył, Sokalski wstał z krzesła.
— Zatem — przerwał — jestem na usługi pańskie. Ma pan hrabia co do rozkazania w drogę?
Adalbert się zadumał.
— Ja? — rzekł nieśmiało — ja? Nic — oprócz... ale jakże będzie z Parolem?
— Nic łatwiejszego — rzekł Sokalski. — Pies część drogi będzie biedz za powozem, bo on to pewnie lubi, a gdy się zmęczy, weźmiemy go do siebie... Miejsca jest dosyć...
Tak skończyła się narada, a Sokalski zamknął ją, zapraszając obżałowanego z sobą do pałacu, gdzie hr. Albin już oczekiwał na niego.