Strona:PL JI Kraszewski Wysokie progi from Kurjer Warszawski 1884 No 0098 2.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Co się tyczy rodziny — to jest bliższej — ja, ks. kanoniku — nie mam wcale.
To mówiąc, wzrok jego mimowolnie padł na Parola, który w pewnem oddaleniu siedział nie naprzykrzając się nikomu. W istocie ten poczciwy pudel — dla niego dotąd stanowił jakby najbliższego powinowatego, rodzinę całą: hr. Albin był ekscelencją i panem, którego nawykł szanować, a nie śmiał pokochać.
Nastąpiło milczenie i przestanek, ks. kanonik nie chciał się naprzykrzać natrętnem badaniem o przeszłości, hrabia nie śmiał ze zwierzeniami się narzucać...
Więc rozmowa zwróciła się znowu na nieboszczkę. Kanonik głosił cnoty tej, która przez zgon swój tyle sług i przyjaciół osierociła, dodając, że należało mieć wzgląd na biednych ludzi, gdy nieboszczka jak się okazuje, żadnego nie zostawiła rozporządzenia...
Wymownie, chociaż nie odzywając się, potwierdził to hrabia, składając ręce i podnosząc je do góry.
— Co do mnie — wybąknął cicho — niech ks. kanonik będzie pewnym, uczynię wszystko co tylko zdołam, aby wola jej poszanowaną była — ale o tem proszę!!
Tu palec położył na ustach...
Księdza uradowało to zwierzenie się, ale tajemnicy, jaką do niego przywiązywał hrabia — nie zrozumiał.
— Ks. kanoniku — dodał tym samym tonem, zniżywszy głos i pochylając się ku niemu hrabia — różne wieści chodzą o testamencie... Bardzobym rad wiedział... czy on w istocie istniał, i — jaki go los mógł spotkać, że go nie wynaleziono??
— O tym testamencie — począł kanonik otwarcie — nasłuchałem się i ja wiele, przez długie lata. Byłem pewnym prawie, że podkomorzyna go napisać, podpisać i opieczętować musiała... tymczasem jakby się ziemia pod nim rozstąpiła — westchnął głęboko.
Hrabia smutnie oczy wlepił w ziemię.
— Musiało to być wolą Boga — dokończył świątobliwy staruszek — niezbadane są wyroki Jego.
— Ja — ja — wierzcie mi — dorzucił prędko hr. Adalbert — anim się dobijał tego spadku, anim kiedy rachował i marzył o nim. Był dla mnie niespodziewanym...
Nie dokończył, a na twarzy jego odmalował się frasunek jakiś, troska raczej, niż radość. Był niby zawstydzony tem niezasłużonem szczęściem swojem, a po chwili szepnął:
— Kto to jeszcze wiedzieć może?
Tyle mówiono o tym testamencie, ukryty gdzieś, złożony — jeszcze się znaleźć może... Jak się zdaje ks. kanonikowi?
Staruszek, który nie mógł ani posądzić hrabiego o nieszczerość, zdumiony był tą obojętnością względem testamentu, tem przebijającem się niemal w słowach życzeniem, aby go odszukano. Ujęła go bezinteresowność i dobroduszność nowego dziedzica...
— Żeby się mógł znaleść teraz jeszcze testament — rzekł — gdy go już niemal pod ziemią szukano, a tyle osób go sobie mieć życzyło, bardzo wątpię... To prawie niepodobna...
W chwili zgonu nieboszczka była otoczona familją mnogą, służbą, która cała miała interes własny w tem, żeby się rozporządzenie znalazło i nie zatraciło...
Wszyscy potem na wyprzódki urzędnikom pomagali w szukaniu tego testamentu... Strzęsiono dom cały, sprzęty, schowki, dowiadywano się, sznurkowano gdzie tylko było można. Przy tylu staraniach jeżeli był, znalazłby się pewnie... jakże tu przypuścić ażeby teraz się miał, cudem jakimś nagle zjawić? któżby go ukrywał, dlaczego?
Kanonik ruszył ramionami.
— Stało się co się bardzo często dzieje... Zacna matrona mówiła o rozporządzeniu a odkładała je od dnia do dnia, mając niepotrzebną obawę śmierci, do której poczciwem życiem dobrze była przygotowaną... Bóg tak chciał!
Hrabia słuchał z natężoną uwagą, głową dawał znaki przyzwolenia, i zamilkł zadumany. Zaczęto mówić o mniejszej wagi rzeczach, potem o kościele, o jego wyposażeniu, potrzebach, o sąsiedztwie i o rodzinie a służbie...
— Ojcze kochany — chwytając go za rękę odezwał się hrabia, czując szczególny pociąg i zaufanie do staruszka — bądźcie mi pomocą i radą... Ludzi nie znam, będę nieraz potrzebował skazówki, aby nie pobłądzić... rachuję na was...
Kanonik począł rozrzewniony dziękować za zaufanie, tak że aż do serdecznego przyszło uściska, który postrzegłszy Oarol, miał sobie za obowiązek bliższą też z kanonikiem zrobić znajomość. Wprost jednak do niego się zbliżyć nie śmiejąc, ostrożnie spiął się do leżącego na krześle kapelusza i delikatnie go obwąchiwać zaczął.
Badanie to musiało być zaspakajającem, gdyż pudel cofnął się po cichu i zajął dawne miejsce obserwacyjne opodal.